Najbardziej przemilczane w mediach hipotezy niezależnych historyków:

 

   Teoria Davida Icke'a, że biegiem dziejów ludzkości od tysięcy lat ze zmiennym powodzeniem usiłują sterować hybrydy ludzi i gadopodobnych starożytnych przybyszy z kosmosu, funkcjonujące długo m.in. pod szyldem arystokracji - do dziś kojarzą się między sobą i zza kulis kontrolują świat zachodu jako rody królewskie i bankierskie oraz słynne dynastie polityczne; ostatnio zmodyfikowały genetycznie jedzenie, żeby ogłupić ludzi jeszcze bardziej i wybrakować ich DNA, które ewoluuje w związku z rokiem 2012 na zasadzie roślinki wystawionej do słońca, jako że faktycznie nad naszym układem planetarnym wschodzi jakieś Centralne Słońce Galaktyki i zaczynają w nas strzelać jego niewidzialne promienie - ono jest daleko, ale jak 'przygrzeje', to się nam może wszystkim nagle poprzewracać w głowach, to znaczy tak pozytywnie i na zasadzie otwarcia oczu - może to wręcz okazać się zmianą analogiczną do zainstalowania nowej wersji systemu operacyjnego na komputerze: na początku trudno się będzie połapać, ale potem wszystko stanie się łatwiejsze i bogatsze o nowe możliwości, niektóre wręcz przełomowe; dlatego na najbliższe lata (do roku 2020; w sumie nie wiadomo, kiedy przypadnie to apogeum transformacyjnego promieniowania kosmosu - w roku 2012 czy np. dopiero w 2029, każdemu obliczenia wychodzą inaczej) totalnie spanikowana i zdesperowana grupa próbująca utrzymać władzę na Ziemi planuje wszczepienie wszystkim mieszkańcom planety mikroczipów, cały czas pracują nad pretekstem nie do odrzucenia typu "pieniądze straciły wartość, a przecież nie będziemy teraz drukować wszystkiego od nowa, bo szkoda lasów", "zwłaszcza, że właśnie rozpoczyna się inwazja ufo, nie ma czasu" albo "przecież trwa III wojna światowa, nie dyskutuj i nie opóźniaj kolejki" - a te czipy to będą prawdziwe cudeńka techniki naszych czasów, niestety takiej, o której nic nie wiemy, ponieważ nikomu nie wolno nam o niej opowiadać, "dla bezpieczeństwa narodowego" albo "światowego" - a jednak znaleźli się odważni ludzie, którzy pracowali nad tymi urządzeniami i maksymalnie przed nimi przestrzegają, charakteryzując je jako mikroskopijne konie trojańskie o funkcjonalności rozszerzonej na sfery, które współczesny publiczny obieg naukowy w dalszym ciągu uważa za niemożliwe do badania drogą doświadczalną, np. uznając techniki fotografowania ludzkiej aury za niepoważne insynuacje z kręgów osób myślących magicznie.


   Teoria Michaela Tsariona, że Atlantyda to ukrywany fragment prawdziwej historii naszej planety, a w Azji istniała też wtedy Lemuria, gdzie prym wiodły istoty o głowach węży, również nietutejsze; że wojny i bitwy kojarzone z ostatnich pięciu wieków to często były rytualne ofiary składane kontrahentom z innego wszechświata (niejakim "Makrofagom") przez istoty uwięzione od tysięcy lat na Ziemi, które chcą się stąd wyrwać, ale nie potrafią samodzielnie pokonać bariery uruchomionej w antycznych czasach wokół naszej planety być może właśnie w celu ich odizolowania, niby w poprawczaku albo psychiatryku; portal do wymiaru Makrofagów miał w postśredniowiecznej Anglii otworzyć John Dee, nadworny magik - czyli osoba wtajemniczona w przedpotopową wiedzę zaawansowanych cywilizacji, dziedzictwo skrycie przekazywane wybranym zaufanym, znane też jako "wiedza ezoteryczna", "tajemna religia Babilonu" etc. - w imieniu królowej podróżował on również w rozmaitych sprawach po Europie (bawił m.in. w Polsce, doprowadzając do bankructwa hrabiego z Sieradza, który jako postępowy szlachcic najwyraźniej wierzył w byty pozaświatowe już w roku 1583), a swoje listy podpisywał ..."007" - był pierwszym słynnym brytyjskim agentem i jego fama odbija się pokątnym echem jeszcze w naszych czasach. Według Michaela Tsariona owym istotom, których przodkowie stracili cały sprzęt w kataklizmach spowodowanych wojną, gdy ich cywilizacja legła w gruzach i w dodatku na dnie oceanu - zależy jedynie na zrekonstruowaniu potrzebnej do odlotu technologii, nie na rozwoju duchowym ludzkości, w ogóle - to stąd ta obserwowana w naszej epoce dysproporcja (według wszystkich najróżniejszych kosmitów technologicznie jesteśmy całkiem nieźli, ale duchowo - tragiczni). Poszlaką przemawiającą za składaniem megaofiar z ludzi pod przykrywką wojen i bitew, gdy wystarczy ich na siebie napuścić i już sami się potem powyrzynają w odpowiedniej liczbie, miałyby być uderzająco podobne znaczki obecne na hełmach, czapkach i naramiennikach żołnierzy walczących stron - pięcioramienne gwiazdki, wężyki, diamenty i inne tego typu symbole, które stanowią potwierdzenie dla Makrofagów i/lub kod dla algorytmu skanującego wszechświat, że krew danego poległego ma zostać przelana "na ich konto" - bo to właśnie jej morza zażyczyli sobie w zamian za wytłumaczenie, w jaki sposób przeniknąć barierę (tak się składa, że ludzka krew jest jednym z najcenniejszych surowców w kosmosie, np. z naszego lokalnego rynku więcej warte byłyby już chyba tylko genomy różnorakich form żywych); w skrócie Tsariona owo wytłumaczenie szło zaś mniej więcej tak: "musicie nauczyć się, jak tworzyć masę z energii; ale wy jesteście tak głupi, że najpierw trzeba wam wytłumaczyć, w jaki sposób uzyskać energię z masy" - rozszczepianie atomów to był więc jak gdyby koniec pierwszego semestru w tym ponurym studium, za które czesne stanowiła krew naszych przodków; a'propos: nasilenie wysypki uniwersytetów na mapie Europy przypadło akurat na okolice połowy poprzedniego tysiąclecia - według irlandzkiego badacza to możne rody wykładały pieniądze na placówki niezbędne do przetwarzania i gromadzenia wiedzy transmitowanej z innego wymiaru rok po roku, dekada za dekadą i wiek za wiekiem, kto wie - może jeszcze po dziś dzień, jeśli ta rekonstrukcja faktów jest trafna i jeszcze nie wydarzyła się owa "ucieczka z planety Ziemia"; z drugiej strony trzeba przyznać, że w przeciwieństwie do większości omawianych tu powyżej i poniżej 'teorii' spiskowych, ta akurat nie może się poszczycić podparciem w słowach jakichkolwiek byłych wojskowych czy naukowców z tajnych projektów - to tylko Michael Tsarion przeczytał te wszystkie stare książki i tak mu się wydaje, że to chyba musiało być jakoś tak, coby jak najwięcej faktów do siebie pasowało.

 

   Teoria m.in. Alexa Jonesa, Jordana Maxwella (dziadek ma prawie siedem dych, a jeszcze odbiera telefony z pogróżkami na serio - nie to, co nasi nieugięci dziennikarze śledczy, dziwnym trafem z wyglądu przypominający rozleniwionych Rzymian), jak również doktora Johna Colemana, Michaelów Parentiego, Rupperta czy Chossudovsky'ego (2 profesorów + były agent FBI postrzelony na samym początku publicznej działalności - innego ktoś zamordował na wakacjach na plaży po 2 tygodniach od przerwania przezeń milczenia w temacie 'służby & dragi') oraz wielu innych znanych i nieznanych osób - że władze USA od lat 90-tych fingują na własnym terytorium zamachy terrorystyczne w celu wygenerowania społecznego przyzwolenia dla radykalnych zmian prawnych, niemożliwych do przeforsowania w innych okolicznościach, gdyż przekształcających ustrój tego potężnego państwa w totalitarny system a'la Wielki Brat, gdzie nie inaczej niż w Chinach albo Korei Północnej, każdego niewygodnego mądralę będzie można zamknąć jeśli nie pod zarzutem terroryzmu - a szkoda... - to chociaż za działalność antypaństwowo-wywrotową, szerzenie dezinformacji itp. A te amerykańskie elity polityczne to nie dość, że same marionetki bankierów, zbrojeniówki, nafciarzy, tajnych stowarzyszeń i międzynarodowych sitw z ONZ, nie mówiąc o działających jawnie grupach w stylu Bilderberg, Komisji Trójstronnej (Trilateral Commision) czy Komitetu 300 (The Committee of 300), które w ogóle wywindowały ich do tych najwyższych kręgów władzy - to jeszcze niekiedy okazują się być normalnie jakimiś satanistami na pół gwizdka, w każdym razie siedzą w dość dziwnych klimatach, sfilmowanych dopiero niedawno ukrytą kamerą w niedostępnym Bohemian Groove, gdzie co roku spotykają się, aby oddać cześć wiadomo komu: uosabianemu 13-metrowym pomnikiem starożytnemu 'bogu' z nieludzką głową, niejakiemu Molochowi, któremu przed wiekami m.in. w Kartaginie hurtem składano w ofierze nie zwierzęta, lecz dzieci, podpalając przy tym ich ciała - i ciekawy zbieg okoliczności, również utrwalony na wideo, że teraz parę metrów od tego pomnika mają tam metalowy sztuczny ludzki szkielet o zabarwieniu wskazującym na dłuższą znajomość z ogniem...

 

   Inne ciekawe pogłoski: Bilderbergowie to naiwniacy, którzy myślą, że są międzynarodowym ciałem pracującym m.in. nad problemem ufo i innymi takimi globalnymi, a tak naprawdę nic nie znaczą - podobnie jak u Masonów, Iluminatów czy w CIA, w głowach aż huczy od szumnych haseł, ale w praktyce funkcjonuje struktura piramidki, czyli o wszystkim decydują ci na samej górze, ze ścisłego kierownictwa, to oni wyznaczają działaniom kierunki, a często nawet nie wiadomo, czy to nie np. jakieś pół-potwory z kosmosu albo coś w tym stylu - stąd w naszym świecie taka promocja nieprawości, głupawki i nagonki na myślących logicznie, czyli normalnie wyciągających wnioski z faktów, zamiast czekać na nie o ustalonej porze przed telewizorem.

   Czyżby więc USA były takim samym niedemokratycznym imperium, jak niegdyś ZSRR, tylko że zamiast strachu przed zesłaniem do łagru lub straceniem, w tym modelu oligarchii funkcjonalne posłuszeństwo dołów opiera się po prostu na ludzkiej chciwości..? A jeśli chodzi o nasz kraj, to podobnie jak w komunizmie, w nowym systemie po kręgach władzy mogą pałętać się tylko ci, którzy w zamian za zaszczyty są gotowi o wielu sprawach milczeć, jak gdyby nigdy o nich nie słyszeli..?

   Czy to możliwe, że wszędzie wokół nas znajduje się inny wymiar, a w nim przebywają i zmagają się istoty, które przeszły już do tzw. czwartej gęstości, ale czasami jeszcze, żeby coś załatwić, wyświetlają się nam w naszej trzeciej, poniżej której nie ma już żadnej gorszej (czyli mniej magicznej, a bardziej skondensowanej, materialnej)..? Czy to przypadkiem nie o tym byłyby te zapisy w świętych księgach starożytności, wersy o demonach i aniołach pojawiających się nagle, a następnie znikających z powrotem w niewidzialnej sferze? Czy to może je widują czasem koty i niektórzy ludzie rzekomo zdolni do postrzegania aury..?

   Czy światoobraz z telewizora jest fajny, czy zakichany że mdli? Czy nasze przekonania i poglądy, duchowe zapatrywania na sprawy, pozwoliły nam na wygenerowanie społeczeństwa tętniącego życzliwością i szczerością? A jeżeli nie, to gdzie tkwią błędy i pomyłkowe rozwiązania, niecelne strzały i fałszywe założenia?

   Dlaczego tyle tysięcy lat ludzie jedli normalnie i nic im nie było, a teraz nagle trudno jest przeżyć tydzień bez spożycia czegoś zmodyfikowanego genetycznie, obojętnie w jakim zakątku kuli ziemskiej by się nie żyło? Co jest grane, kto o to prosił, czemu w ogóle nie mówi się o tym, jak to ohydnie smakuje, np. tych niektórych pomidorów w ogóle nie da się jeść - ciekawe dlaczego, skąd się biorą w ludziach te doznania i odczucia, których nierozsądnie jest słuchać, bo to wszystko zostało naukowo przebadane, że jest dobre i zdrowe..?

   Gdy jesteś kimś takim samym, jak wszyscy, masz takie same poglądy, ubrania, sposoby strzyżenia się, zachowywania i spędzania wolnego czasu - łał, ekstra, 10/10 normalności i bycia kimś elegancko ułożonym, na poziomie, z klasą. A jeżeli robisz to, na co masz ochotę, nosisz się na własną modłę i działasz po swojemu, myślisz za siebie i samodzielnie analizujesz ten świat - wiesz co, trochę odstajesz od reszty, sorry, ale chyba z Ciebie jakiś dziwoląg i ktoś nieco fiśnięty, a może nawet bardzo. Czyli normalne jest bycie posłusznym zastanym regułom i podległym przedstawianym postawom, innymi słowy - życie na łańcuchu tchórzostwa; natomiast bycie sobą, odważne manifestowanie własnej wolności - nie, to już nie jest takie na miejscu ani do rzeczy, no i w ogóle po prostu nie wypada, wychodzenie przed szereg jest generalnie w złym guście i zazwyczaj szybko spotyka się z odpowiedzią tych, którzy umieli zachować kulturę i nie wydziwiać, którzy zresztą zawsze to potrafią, bez przerwy przez całe życie non stop są normalni 100% według standardów danej epoki, nikt im nie zarzuci... No pewnie, rozumie się samo przez się - to naturalne, ludzie sami do tego doszli, że to tak jest, po prostu w pewnym momencie to odkryli i wpoili sobie samym na masową skalę, żeby fajniej się żyło. A tak poza tym, to jeżeli chcesz dowiedzieć się, jak być kimś lubianym przez innych - włącz sobie dowolny serial na którym bądź kanale i szybko zaczaisz, że przede wszystkim trzeba się dużo śmiać, być kimś pogodnym, nie gadać o żadnych schizach, tylko spędzać dni na miłych chwilach i rozrywkach - potem tylko naśladuj to w swoim codziennym życiu i efekt murowany, już jesteś kimś "do rzeczy"; widzisz, to wcale nie było takie trudne, tylko uważaj pilnie dalej: jeszcze możesz sobie obejrzeć półgodzinne wartkie wiadomości w tv - to wtedy będziesz się też znać, orientować, na bieżąco; no a jeżeli zainwestujesz w siebie i zakupisz również jakiś prestiżowy tygodnik albo miesięcznik, w którym przez cały rok nie znajdziesz nawet jednego procenta podawanych tu informacji - to wtedy już kwalifikujesz się w sumie do czołówki niezawodowych ekspertów od rozmaitych ważkich zagadnień globalnego teatru, zarazem stylowo śrubując rekordy wysmakowanej kontestacji współczesnej rzeczywistości - czyż bowiem lśniący papier nie potwierdza najwyższej klasy i wartości punktów widzenia wyłaniających się z wydrukowanych na nim literek..? No przecież chyba świat nie stoi na głowie? A może jednak, kurde. W Korei Płn. też mają prasę i telewizję, a jeszcze mniej jest tam popaprańców, którzy na wszystkie tematy muszą mieć własne zdanie i oczywiście zawsze inne, niż prezenterzy telewizyjnych wiadomości. Jeżeli z tym systemem, który nas ogranicza na co dzień i nikt tego nie zakwestionuje, jest wszystko w porządku - to dlaczego nie obserwujemy czegoś takiego w przyrodzie u innych gatunków zwierząt, czemu w ich stadach bycie kimś właśnie się opłaca i zazwyczaj przynosi korzyści, czyli to byłoby zupełnie odwrotnie, niż w naszych nowoczesnych społeczeństwach, w których sądząc po dawnych filmach, najbardziej nowatorska jest skala głupoty i powszechnej degradacji do poziomu stworów o zgąbczałych mózgach, których i tak nie mają już śmiałości używać. Dlaczego to tak jest, że kiedy sobie włączysz telewizor, to na dłuższą metę możesz od tego tylko zgłupieć, gazety też wyprowadzą Cię daleko w pole, powtarzając kłamstwa różnorakich czynników oficjalnych i agencji rządowych, którym zgodnie przeczą sami słynni byli pracownicy tych agencji..? Czy taki opis sytuacji mieszkańcowi innej planety nie wydałby się na mur beton fragmentem powieści z gatunku globalistycznego kryminału sci-fi? A czy to czasem nie miało być wszystko przejrzyście i pozytywnie w ramach współpracy pod egidą ONZ, czy przypadkiem świat nie miał być piękny i dobry, a możliwie często nawet szlachetny? Skoro jest zupełnie inaczej, to chyba jednak sporo zepsutych tkanek zagnieździło się gdzieś w strukturach władz i meganadawców naszej planety - ale zostawmy to, niech tak już sobie będzie, w końcu było nie było, trzeba się skoncentrować na własnym życiu i pracy, żeby potem móc dziecku kupić zegarek, rower, pomóc utrzymać się na studiach - wszyscy tak robią... Żeby nam potem dzieci nie wyrzucały, że za mało dla nich zrobiliśmy, no nie...

   Według Davida Icke'a i Stewarta Swerdlowa zmienianie postaci dotyczy wyłącznie osób, które mają dokładnie po połowie genów ludzkich i gadoidzich; są to tacy jak gdyby Transformers, arcydzieło inżynierii genetycznej prastarych kosmicznych cywilizacji, które onegdaj m.in. w ten sposób próbowały przypieczętować pokój na naszej planecie; nie jest ich dużo. Osoby z 49% genów pradawnych króli mogą nawet niczego nie podejrzewać, jak blisko "były szczęścia". Jednocześnie pojawia się niekiedy inna interpretacja, mianowicie że gadoidzie sylwetki dotyczą tylko aury - to ją i jej transformacje mieliby obserwować naoczni świadkowie tego typu efektów wizualnych, czyli jak gdyby obca dusza wstępowała wtedy w ciało człowieka, ale wyłącznie takie z odpowiednią strukturą DNA. Słyszy się też, że zarówno hybrydy, jak i gadoidy mają już dość chowania się i ukrywania na naszej planecie - żeby móc pojawić się w publicznym obiegu i zacząć chodzić pomiędzy nami bez budzenia zgrozy, mają zostać przedstawione jako zbawcy podczas sztucznej inwazji obcych. Tak że pamiętaj: jeśli widzisz smoka, diabła albo normalnego potwora, to on tu przybył jako wolontariusz z innej planety i możesz mu spokojnie zaufać, bez obaw powierzać opiekę nad dziećmi itd. - niedługo tak powiedzą z telewizora...

   Inne ciekawe informacje: kiedy gdzieś około przełomu lat 80-tych i 90-tych Rosjanie ogłosili strefę buforową w kilkusetkilometrowej przestrzeni ponad swoim krajem, udowadniając, że nie żartują, zestrzelili m.in. co najmniej jeden statek Plejadian (info: Phil Schneider), którzy tu jeszcze wtedy latali - wszyscy miłośnicy radzieckiej myśli technicznej mogą więc z dumą zapisać na jej konto uziemienie rydwanu bogów, jako że lepszych 'bogów' od tych Plejadian zdaje się nigdy u nas nie było. Przy okazji: Plejadianie utrzymują, że niestety musieli nas opuścić - ale my pamiętamy, co mówili, żeby nigdy do końca nie wierzyć żadnym kosmitom...

   Podobno od połowy XX wieku na Ziemi w dużych ilościach rodzą się osoby w pełni telepatyczne - to ich hybrydy boją się najbardziej i to z myślą o nich wyjeżdżają z tymi wszystkimi podejrzanymi szczepionkami, dziwnie smakującym jedzeniem i elektronicznymi implantami - żeby powstrzymać ich przybierającą na sile łączną moc, która słusznie wydaje im się groźna. Cały system galaktycznego imperium gadoidów ma strukturę feudalną, funkcjonuje w nim ścisła hierarchia i totalna odgórna kontrola - stanowiący miszmasz "Roku 1984" i stanu wojennego Nowy Porządek Świata (alias Nowy Światowy Ład; ang. 'NWO') widomie przygotowywany w USA i według przecieków tak samo pod stołem w ONZ (gdzie zresztą Stany też przecież nie siedzą w kącie słuchając, co proponują inni), to będzie taki ziemski odpowiednik i przedłużenie tejże struktury: dzięki powołaniu jednego globalnego rządu stojącego ponad zmarginalizowanymi władzami wszystkich krajów, nareszcie możliwe będzie sprawne kontrolowanie całej ziemskiej populacji przez wąską, elitarną grupę - technologia już to umożliwia, więc czemu by nie spróbować; a że przy okazji wszyscy ludzie akurat będą już mieli wszczepione elektroniczne radiotransmitery, to sytuacja będzie jeszcze bardziej opanowana i znacznie trudniejsza dla niepokornych, niż teraz, kiedy i tak nie są w stanie obudzić w osobach o wysoko przetworzonych świadomościach głosu sumienia ani głodu godności.

   Rozsądnie jest interesować się ufo i zbierać te wszystkie niesamowite opowieści, skoro się nie wie, które są prawdziwe, w naszych czasach to może być wręcz bardziej w porządku wobec świata, niż onegdaj uczestnictwo w ruchu harcerskim - ale myślmy trzeźwo i bądźmy rozsądni: istnienie istot zdolnych do posiadania dwóch różnych form fizycznych i przełączania się pomiędzy nimi jest raczej niemożliwe. Nasi naukowcy z publicznego obiegu zaprezentują takie bakterie pewnie dopiero za 20 lat, poza tym nawet w filmach s-f za bardzo nie występują tego typu istoty, to znaczy o ile nie pojawiają się wątki z legend (ale przecież wiadomo, że legendy to same bajki, 100% wszystkich, 101% - po prostu kiedyś ludzie powtarzali sobie z pokolenia na pokolenie jakieś brednie, ale to były kompletne bzdury, bardzo zbliżone w najrozmaitszych zakątkach kuli ziemskiej, lecz uczeni zgodnie pracują nad przekonującym wytłumaczeniem tych zbieżności, chociaż na razie niestety bez sukcesów i póki co najlepiej jest w ogóle o tym nie mówić, zresztą to 'niepoważny' temat) - więc jak choćby najstarsza i najbardziej zaawansowana technologicznie cywilizacja w naszej galaktyce mogłaby skonstruować takie stworki nawet po trwających miliardy lat badaniach i eksperymentach na milionach planet? Nie, jeśli czegoś takiego nie było w ziemskich kinach na filmach z początków XXI wieku, to kosmos może już sobie dać spokój na zawsze w obydwie strony czasu - nikt nie osiągnie więcej, niż potrafili to sobie wyobrazić słynni Ziemianie, którzy świetlanego poziomu geniuszu własnej cywilizacji dowiedli w obliczu gwiazd choćby przecież tym, jak potraktowali własną planetę; czegoś takiego nie da się opracować - to chyba jasne, że trzeba będzie jakoś inaczej wytłumaczyć te wszystkie doniesienia, skoro to po prostu nie mogło być to, co ludzie widzieli - nie pasuje do naszej wiedzy o świecie, więc to zupełnie nienaukowo w ogóle zastanawiać się nad tym na serio, chociażby nawet i 1000 pojawiało się co roku nowych tego typu relacji - masowe halucynacje się zdarzają, naukowcy już dawno doszli do tego wniosku.

   Według Plejaran najlepsze myślenie nie jest ani pesymistyczne, ani pozytywne, tylko obiektywne - konkretne, oparte na faktach z rzeczywistości i prawach istnienia, a nie orbitujące wokół płonnych nadziei czy życzeń z kapelusza, ani tym bardziej negatywnych wkrętek - im bardziej negatywnie myślisz, tym szybciej robi się jeszcze gorzej, to nigdy nie pomaga. Kiedy masz w głowie jakąś myśl, to ona błyskawicznie wypromieniowuje w kosmos i po pewnym czasie wraca pod postacią zdarzenia, ale z niejako "odwróconym znakiem" - to jest akurat taki podpunkt, że tutaj każdemu jest trudno zrozumieć, o co dokładnie chodzi i jak to działa. Wszystkie myśli wszystkich ludzi wszystkich epok są pod kątem ostatecznego obliczenia punktów i zwrócenia doświadczeń zapisywane w elektromagnetycznym banku pamięci zlokalizowanym na orbicie Ziemi i nazywanym Kronikami Akaszy (ang. "Akashic records" od słowa 'akaśa' w sanskrycie oznaczającego niebo - przestrzeń - eter) - znajdują się tam również zapisy poprzednich wcieleń wszystkich mieszkańców planety i kosmici mogą je sobie w razie czego wyświetlać, jeżeli się kimś interesują albo chcą mu pokazać parę motywów. Plejaranie często mówili też Billy'emu, że jest jedyną osobą na Ziemi utrzymującą fizyczne kontakty z przybyszami z innych planet - według wielu oznaczałoby to, że np. Alex Collier i Barbara Marciniak dali się na coś nabrać; z kolei ich zwolennicy uważają, że to B. Meier wymyśla, dał się wkręcić albo zazdrości innym popularności, bo mu się kontakt urwał; wprawdzie sympatyczna pani Marciniak wcale nie twierdzi, że przytrafia się jej coś więcej, niż jak gdyby cudze myśli w głowie - niemniej jednak Plejaranie rzekomo określili ją jako osobę pogrążoną we własnych urojeniach, a sam Billy zawsze bardzo krytycznie wypowiadał się o "channelingowcach", czyli osobach siedzących sobie w domu i odbierających wieczorami transmisje od kosmitów. A'propos tej w naszych czasach niemalże już plagi fizycznych bądź telepatycznych 'kontaktowców' - często o taktyce drużyny przeciwnej mówi się, że polega w dużej mierze na rozpowszechnianiu prawdy "modyfikowanej semantycznie", czyli zmyślnie skażonej dezinformacją - patrz np. chrześcijaństwo; to znaczy chodziłoby o takie przemycanie kłamstw wśród prawdy i w jej atmosferze, żeby ludzie uwierzyli czując, że coś w tym jest.

   W wywiadzie radiowym Alexa Jonesa z Davidem Icke z 3 lipca 2008 (chyba się pogodzili - emisja w j. ang.) obydwaj zgodzili się, że Obama też jest be; Alex zwraca uwagę na fakt, że u nich w mediach sporo zaczęło się mówić o ufo i skoro już nawet Larry King nagle się ocknął i bada sprawy w rodzaju przelatującego nad miastem obiektu wielkości pięciu boisk futbolowych, to chyba szykują w tym temacie coś większego.

   Załóżmy, że i Alex Collier i Billy Meier świadomie lub nie uczestniczą w misternych mistyfikacjach. To Plejadianie i tak istnieją i nadal mamy problem z tymi Szarymi, Gadoidami i hybrydami, bo Phil Schneider naprawdę nie żyje (strzelał do Szarych; jego tata miał fotkę z Plejadianinem pracującym w Pentagonie, który przez 50 lat się nie zestarzał i co 10 lat go przenosili, sześć palców trzyma/ł zawsze w rękawiczkach, żeby nie wymieniać obustronnie śmiertelnie groźnych bakterii z innych światów), Al Bielek był jego kumplem (pracował z rogatym Drakonianinem, którego IQ szacowali na 1000 - 1200 punktów), a on z kolei potwierdza uczestnictwo Stewarta Swerdlowa w Project Montauk (który widział osoby zmieniające postać, a nawet był przez nie gryziony, co przynajmniej w tym przypadku wyklucza wersję o hologramie - konkretnie przez Williama F. Buckley'a Jr, amerykańskiego wydawcę i szefa programu kontroli umysłów JANUS z siedzibą w kwaterze głównej NATO w Brukseli); wszyscy w swoich opisach ukrytej prawdy o naszej rzeczywistości potwierdzają istnienie Plejadian. Phil ujmował sytuację odnośnie pozycji Ziemian wobec 'współpracujących' z nimi obcych stwierdzeniem "władze kupują dla nas czas, ale za straszliwą cenę" - chodziło mu zapewne przede wszystkim o chore eksperymenty Szarych na ludziach. Dane za kanałem Euronews odnośnie liczby zaginionych dzieci w roku 2007: Belgia - 2600, Francja - 45 tys. Parę lat temu w Londynie w trzy miesiące zaginęło 300 czarnoskórych chłopców - zbiorowa utrata orientacji w terenie, sezonowa amnezja czy coś innego, o czym lepiej nie mówić i w ogóle nie poruszać tego tematu..? (teraz już można, bo w brytyjskich mediach z czasem skojarzono te nasilenia zaginięć z okresami częstszych obserwacji ufo). Według nieoficjalnego źródła na samym Manhattanie co kwartał znika bez śladu 3 tys. dzieci - niezależni badacze tłumaczą to wyjątkowo rozbudowaną pod tym terenem siecią tuneli, korytarzy, podziemnych sal itp. (ale to akurat raczej za płytko na 100% kosmitów - szczegóły u Teda Gundersona, który próbował prowadzić śledztwo w takiej sprawie i do dziś stara się nagłośnić fakt, że to niemożliwe ze względu na odgórne blokowanie wszelkich działań i paraliżowanie pracy). Gdyby to wszystko były ściemy, to raczej nie powinny pozostawać aż tak kompletnie przemilczane w masowym obiegu informacyjnym, pełnym przecież najróżniejszych bzdur i głupot o niczym - tylko się powinno ludzi uczulać na tym podobne historyjki utalentowanych naciągaczy. Ale tak się nie dzieje, bo to nie żadni naciągacze - czy istnieje inne logiczne wytłumaczenie obserwowanej sytuacji..? Niezbyt to fajna zajawka snuć łudząco podobne do paranoi rozważania, że gdy tylko włączysz telewizor, to już grasz w trzy kubki - ale jak z wiedzy o tych faktach można by wybrnąć w inny sposób, myśląc logicznie i bez naiwności porównując prawdopodobieństwo różnych hipotez?

   Według Stewarta Swerdlowa zamachy sponsorowane lub organizowane przez tajne służby można poznać po tym, że ginie w nich dużo dzieci - są to operacje z kategorii inżynierii społecznej, a śmierć ludzi z domu starców nie wywoływałaby aż takiej nienawiści i żądzy odwetu: np. w Biesłanie - tak miało wyjść, teraz Rosjanie są rozjemcami pomiędzy zwaśnionymi narodami, akurat tymi oddzielającymi ich od Półwyspu; podobnie z zamachami na irackich targowiskach - załóżmy, że na Pomorzu odkryto ropę i jesteś pomorskim separatystą, który skonstruował sobie na własny użytek bombę - czy w Warszawie zdetonujesz ją na targu warzywnym, czy raczej pod jakąś kancelarią albo spróbujesz wejść z nią do Sejmu? Oczywiście, że zrobisz to w kolejce po żywność dla potrzebujących albo na zatłoczonym ryneczku pełnym kobiet, przecież jesteś niebezpiecznym, szalonym mordercą bez zasad, dla ciebie to bez różnicy, nie wierzysz w żaden bilans uczynków po śmierci - oby zginęło jak najwięcej dzieci twoich sąsiadów, z których przodkami pomieszkiwali na tej ziemi już twoi pradziadowie; potem oni w odwecie wysadzą pełne szkolnych wycieczek molo w Sopocie i tak w kółko, a zatem obce siły pokojowe będą musiały was rozdzielać przez długie lata (postaw u buka, że akurat dopóki nie wyczerpią się złoża - takie przeczucie...), skoro tak barbarzyńsko na oślep się masakrujecie - gdyby nie to, mogliby zostać w domu, przecież nie chodzi im o ropę, tylko o pokój i szczęście ludzi w odległych zakątkach globu - co Ty, telewizji nie oglądasz..?

   Czasem sobie myślę: "nie, to chyba wszystko jakieś bzdury, to jest za bardzo pojechane i jak z komiksu, to nie może być prawda, bo to wszystko przecież jest po prostu za bardzo inne od tego, jak wszyscy myślą i co twierdzą autorytety, od tego jak piszą w naukowych czasopismach i mówią w radiu, w telewizji, w szkole - każdy głupi wie, jak jest, czyli że normalnie, a nie jakieś potwory z kosmosu, ufo, setki podziemnych baz na całym świecie... To znaczy na pewno gdzieś tam w gwiazdach istnieją różne stwory, to nie było tak, że natura tylko u nas tworzyła na trzeźwo, a resztę kosmosu robiła już wstawiona i zapominała montować po planetach prawo ewolucji; ale dlaczego zaraz u nas, teraz, miałyby chodzić te stwory i to od razu takie przykre - już nie popadajmy w jakieś schizy..." Ale potem się reflektuję - zaraz, zaraz, no ale w takim razie dlaczego nigdzie po kanałach tv ani uniwersytetach wbrew statutom nie mówi się o klamce uwiecznionej na filmie w tym samym samochodzie, który Kennedy opuszczał z dziurą w głowie, znajdującej się w ruchu akurat w momencie, gdy z czoła rozbryzgiwała mu krew, skierowanej wówczas na niego i zaraz potem szybko schowanej przez kierowcę - widać to na filmie 5 razy lepiej, niż na słynnym zdjęciu Ali Agcy z zamachu na Papieża, gdzie pistolet w jego ręku trzeba zaznaczać kółkiem, bo by ludzie nie zauważyli, tak słabo widać - jak to jest, że to jednak jakoś media wypatrzyły, a tamtego już 45 lat nie potrafią dostrzec i to w 'najbardziej demokratycznych krajach świata' - skoro do odnalezienia rzeczonego materiału archiwalnego wystarcza dostęp do Internetu, elementarna znajomość języka angielskiego i 5 minut wolnego czasu..? Poruczniku Columbo, czy panu tu wszystko gra..? Skoro nie ma się czym martwić, to dlaczego tak jest, skąd tak bezczelne zakłamanie i liczenie na to, że ludzie są debilami i sami się nie dowiedzą, nie poinformują nawzajem? Fajnie by było się zrelaksować i zapomnieć o tych wszystkich niepokojących relacjach, ale tak żeby się do tego nie zmuszać wbrew rozsądkowi - jeśli można poważnie dalej ufać pakietowi informacyjnemu serwowanemu nam przez wielkie media, to dlaczego nie ma w nim wypowiedzi ani oświadczeń słynnych astronautów, generałów i admirałów, które budzą zastanowienie i chwilę milczenia u każdego, kto się z nimi zetknie, co doświadczalnie sprawdziłem..? Dlaczego władze traktują nas jak ludzi, których trzeba oszukiwać - czyżby ktoś gdzieś miał coś do ukrycia, bał się że coś się wyda? Co skłania byłych pracowników do przeciwstawiania się ich polityce? Dlaczego uderzające podobieństwa opisów z legend do współczesnych relacji o załogach ufo są zawsze pomijane przez "ekspertów" z telewizyjnych pseudoufologicznych cyklów typu "a teraz wyśmiejemy każdego, przerywając mu w pół wypowiedzi - skoro nie jesteśmy w stanie przeszczepić twarzy naszym sceptykom..." ?

   Według Ala Bieleka w nalotach bombowych na Niemcy podczas II wojny światowej miasta były zrównywane z ziemią, a straty wśród ludności cywilnej wyniosły dwadzieścia sześć milionów zabitych - potem historię napisali zwycięzcy i ogłosili takie liczby, żeby nie było wątpliwości, którzy byli dobrzy i szlachetni, a którzy masowymi mordercami; na podstawie opowieści z rodzin własnej i znajomych zastanawiam się, co by się okazało, gdyby policzyć wszystkie osoby, które wróciły z przymusowych robót w Niemczech i przedstawić w słupkach, ile z nich zostało rannych podczas bombardowań do poziomu częściowego inwalidztwa (ja np. nigdy nie mogłem uścisnąć dziadkowi prawej dłoni, którą miał sparaliżowaną od 1945 r. po upadku jakiejś szyny w zawalającym się domu). Dalej z tego samego źródła z wywiadu z początku lat 90-tych: technologia programu Montauk w zakresie tuneli czasoprzestrzennych bazowała zasadniczo na osiągnięciach programu Phoenix - w tajnych projektach Ziemianom udało się utworzyć połączenia na zasadzie skoku w odległe zakątki galaktyki i dalej, nie mówiąc o wstrzeliwaniu się w podziemia na Marsie i tym podobnych podstawowych trikach; zasadniczo to zdaje się było tak, że oni to sami wynaleźli tak jakby niechcący przy okazji eksperymentu Filadelfia ("Amerykanie", chociaż akurat amerykańskich naukowców było tam najmniej - prym wiedli Tesla z Serbii i von Neumann z Austro-Węgier), a potem obcy-brzydale tylko im pomagali to rozwijać i kontrolować, żeby nic nie wybuchało w czasoprzestrzeni (i przy okazji podobno umożliwiali przybywanie wielu statków swoich - ale to info z innych źródeł). Informacje z następnej części wywiadu: kolonie na Marsie powstały pod koniec lat 60-tych i szybko w atmosferze pojawił się tlen, a na równiku panuje odpowiednia dla ludzi temperatura, można uprawiać jogging; w podziemiach działała jeszcze maszyneria i udało się zapalić światło, ludzie z Marsa najwyraźniej wymarli dopiero 10-12 tys. lat temu, a sądząc po rysunkach na ścianach, byli to przodkowie amerykańskich Indian - tyle że dwukrotnie więksi. Dinozaury nie mogły żyć na Ziemi przy obecnej grawitacji, bo ich kości nie wytrzymałyby obciążenia - ale żyły, ponieważ współczynnik grawitacji wynosił wtedy 1.3. Fragment innego wywiadu z Alem przeprowadzonego przez tego samego nieszablonowego bułgarskiego badacza: substancje psychoaktywne były wszędzie na świecie całkowicie legalne np. jeszcze w latach 30-tych XX wieku - sytuacja zaczęła się zmieniać po II wojnie światowej, ponieważ dostęp cywili do wyższych poziomów świadomości stanowił kluczowe zagrożenie dla technologii kontroli umysłu - umożliwiałby przypadkowe deprogramowanie agentów, np. takich w ogóle nie zdających sobie z niczego sprawy (że kiedyś umknęło im parę godzin z życia i od tego czasu ich podświadomość czeka na określony znak, aby mechanicznie i bezwiednie wykonać wkodowane wcześniej podczas hipnozy czynności). Co ciekawe, faktycznie: programy kontroli umysłu na poniemieckiej technologii ruszyły w latach 50-tych ubiegłego stulecia i wkrótce później w USA, a następnie za pośrednictwem ONZ na całym świecie, rozpoczęła się delegalizacja i pejoratywizacja roślin świętych od tysiącleci oraz sztucznych specyfików, o których wiele osób mówi niezwykłe rzeczy, że jakoby pozwalają zobaczyć ukryte wymiary rzeczywistości i pajęczyny w nas samych, których inaczej może nigdy byśmy nie dostrzegli. Inna część wspomnianego wywiadu: Hitler nie eksterminował Żydów przed 1941 r., bo taką miał umowę z "plejadiańskimi terrorystami", którzy udostępniali mu różne technologie i dopiero wtedy wycofali się ze współpracy; wcześniej w imieniu USA ich ofertę odrzucił w roku 1933 prezydent Roosevelt. Do nazistów następnie zgłosili się mali Szarzy, którzy tak samo zaoferowali technologie, w zamian za ludzi na eksperymenty - odpowiedź Adolfa w skrócie brzmiała "żadnych Aryjczyków, ale z obozów możecie mieć, kogo chcecie" - stąd wzięły się niekiedy spore różnice w liczbach osób przybyłych do obozów koncentracyjnych, zagazowanych i wyzwolonych - z tych brakujących wiele przed śmiercią zaliczyło jeszcze podróż prawdziwym latającym spodkiem, a możliwe, że niektórym przyszło potem latami wegetować w laboratoriach obcych - choć znając Szarych, trudno to z przekonaniem podejrzewać, bo to ambitni naukowcy i chyba raczej po prostu porywają sobie następnych, tak im się spieszy, aby przekonać kosmos do sensu trwania swej szlachetnej rasy. Po zakończeniu działań wojennych Alianci błyskawicznie zorientowali się, że Niemcy otrzymywali pomoc technologiczną z zewnątrz. Obecnie (wywiad z 1992 r.) drugim po Stanach celem inwazji Szarych jest Europa. Różni obcy wchodzą w interakcje z ludzkością od co najmniej 10 tysięcy lat, zazwyczaj kontaktując się z królami, kapłanami bądź innymi elitami, w których interesie nie leży ujawnianie tego społeczeństwom, skoro opłaca im się raczej zachować uprzywilejowaną pozycję. Iluminaci od 500 lat mają siedzibę w Bazylei; jest to organizacja o tyle dziwna (a może właśnie reprezentatywna?), że kieruje nią zawsze trio konstytuowane przez dwie osoby należące do gatunku ludzkiego i jedną będącą gadoidem (ang. 'reptilian'). Następna część: żeby być członkiem trzeba posiadać zaawansowane zdolności psychiczne - widzenie przez czas, zdalne postrzeganie i komunikowanie telepatyczne z inteligencjami pozaświatowymi; mącą na naszej planecie od 10 tys. lat, ale obecnie takich stojących za kulisami grup jest wiele - oprócz już wcześniej wymienianych można do nich zaliczyć także np. Klub Rzymski (ang. 'Club of Rome'), stawiającą sobie szlachetne cele organizację w praktyce skupiającą się m.in. na opracowywaniu strategii depopulacyjnych. Ofiar obrzędów 'satanistycznych' jest znacznie więcej, niż ludziom się wydaje. Po Brytyjczykach następni na Księżycu byli Niemcy - najpóźniej w 1949 r., w latających talerzach, na Marsa od razu też skoczyli; bazę na Antarktydzie po trzech latach eksploracji założyli w roku 1939 i przed zakończeniem wojny przerzucili tam podobno tysiące jednostek (sformułowanie Bieleka - "podobno"); w 1943 r. mieli prototyp ufo o średnicy 75 metrów z montowanym działem okrętowym lub czołgowym - po tym można poznać ich latające talerze, bo z normalnych nie wystają tego typu lufy; od roku 1949 przenosili się w nieznanych ilościach na Księżyc i nie wiadomo, gdzie jeszcze, ani co potem robili; jest to jeden z największych sekretów naszej współczesnej historii, że naziści nigdy się nie poddali - poddali tylko terytorium Niemiec; potem zaprzyjaźnionym krajem była dla nich m.in. Argentyna, możliwe że nawet produkowali tam swoje spodki (przyp. red.: to by tłumaczyło klasyczną opowieść brazylijskiego młodzieńca o spotkaniu z pasażerką ufo w jej pojeździe, przypominającym fragment jakiegoś przyszłego odcinka serialu "Seks w wielkim mieście"...) Wypracowana przez następców Project Rainbow technologia niewidzialności tylko w pewnym stopniu opiera się na specjalnym materiale poszycia kadłubów; urządzenia zapewniające całkowitą niewidzialność są montowane na amerykańskich superlotniskowcach oraz myśliwcach USA i Izraela; dzięki tej technologii amerykańska flota posiada również zdolność do przeskoczenia w inne miejsce oceanu np. kilka tysięcy mil dalej - takie przypadki były obserwowane i zgłaszane przez osoby pilotujące prywatne samoloty. Opracowano również dwa sposoby na uczynienie niewidzialnym człowieka - jeden wymaga użycia maszyny, natomiast drugi tylko wypicia płynu, ale potem agent jest wiele dni ciężko chory. (uwaga: z powodu pousuwania oryginalnych materiałów wideo przez serwis YouTube, przemiksowane fragmenty wypowiedzi zawarte w czterech powyższych linkach "drugiej generacji" mogą nie obejmować wszystkich zrelacjonowanych informacji lub zawierać je w innym rozkładzie; przy okazji jeszcze jedna ciekawostka z innego nowego fragmentu - radio było w użytku długo zanim Tesla zaczął coś konstruować, zostało zastosowane już w 1847 r., a być może nawet jeszcze podczas Wojen Napoleońskich - władze już od setek lat prowadzą politykę ukrywania przed opinią publiczną technologii, także tych ocalałych z czasów przedstarożytnych - nad którymi przez wieki w tajemnicy sprawowano pieczę, skoro nie można było ich reprodukować z powodu niskiego poziomu rozwoju technicznego)

   Nigdy nic nie wiadomo, ale według Davida Icke'a, który bada te zagadnienia od kilkunastu lat, hybrydy i gadoidy to raczej dwie różne grupy interesów. Hybrydy mniej lub bardziej sterują naszym światem od tysięcy lat i podoba im się to, tak że nadciągające przez przestrzeń siły Drakonian postrzegają jako zagrożenie dla swojego miłościwego panowania na Ziemi, które teraz w obliczu rozwoju technologii mogłoby stać się absolutne, jeszcze tylko dwa małe kroczki - zwłaszcza, że ludzie śpią, albo udają, że śpią. Z kolei te gadoidy vel smoki zapewne nie darzą wielkim szacunkiem istot, które w połowie są ludźmi, one po prostu mają wytyczne aby opanować nasz system planetarny i zaprowadzić pokój na totalitarną modłę, w którym pewnie już wszystkie telewizory będą się nazywały "Orion", a okręty "Gwiazda Syriusza"; według Alexa Colliera gadoidy myślą, że robią dobrze, że po prostu zaprowadzają pokój - tylko że w ich wydaniu nie ma pokoju bez całkowitej odgórnej kontroli, oczywiście sprawowanej przez nie. W sumie na chybił trafił trudno strzelać, jak to jest i dlaczego według Icke'a nie od dziś przesiąknięte hybrydami władze USA jednak odrzuciły ofertę kosmicznych Ludzi, wybierając przymierze z istotami prezentującymi się dużo bardziej koszmarnie. W każdym razie przydałby się w końcu jakiś spisek Ziemian, jest nas przecież kilka miliardów i powinno się znaleźć parę konkretnych osób, nawet jeśli 90% zaszczutych od maleńkości reprezentuje poziom "nie mam odwagi się po swojemu ubierać, wyglądać, wypowiadać, posiadać choćby jednego poglądu innego niż telewizor ani zakwestionować żadnego faktu podawanego jako naukowo potwierdzony - co prawda wiem już, że władze i media równie bezczelnie kłamią i o ufo, i o zamachu na JFK, i o zamachach z 11 września - ale nie przeszkadza mi to za bardzo, gdyż ja również jestem osobą w ogóle zakłamaną, podobnie jak większość moich znajomych - przecież wszyscy oglądamy razem telewizję; jestem kimś, kto nie miał odwagi zwrócić w sklepie uwagi, że nabita cena jest inna od naklejonej - więc gdzie mi tam, żeby jeszcze może na głos zauważać, że w naszej współczesnej rzeczywistości młodym ludziom wpaja się po szkołach i uniwersytetach niewiele mniej głupot, niż w wiekach XX, XIX czy XVII - zaraz by powiedzieli, że to ja się nie znam, że coś ze mną nie tak, albo przynajmniej z moją inteligencją..."

   W związku z licznymi relacjami na temat nieżyczliwych nam obcych (Phil Schneider, Al Bielek, Stewart Swerdlow, Credo Mutwa, James Casbolt, Preston Nichols i wielu innych) o wiarygodności podpartej ciężkimi przejściami lub wręcz zejściami tych ludzi, w związku z tysiącami zdjęć i setkami nagrań wideo latających talerzy lub szybkich świateł, przemyconymi do mediów zapisami z ekranów radarowych, nie wspominając o relacjach setek pilotów, milionów naocznych świadków i dziesiątek tysięcy uprowadzonych - wydawałoby się, że jest sens zajmować się tym ufo i jakoś próbować badać ten temat, wyjaśniać i dokopywać się do prawdy, skoro jak widać prawdy nie mówią nam o niczym. Niestety: kolejny raz przypadek wieje uczynnym społecznikom w oczy. Otóż akurat tak się składa, że kiedy interesujesz się ufo i gromadzisz informacje o kosmitach, to co drugi lekarz po uważnym wysłuchaniu wystawi Ci diagnozę o schizofrenii, a co czwarty doradzi rodzinie skierowanie Cię na leczenie - te pełne dobrych chęci osoby właśnie tak bowiem zostały przygotowane do pełnienia swych funkcji w społeczeństwie, odebrały takie wykształcenie, które następnie skłania je do formułowania tego rodzaju ocen i zajmowania stanowisk podług tej linii 'rozsądnej i trzeźwej, naukowej postawy'. To nie jest ani śmieszne, ani ciekawe, tylko realne - jest to rzeczywiste zagrożenie, które czyha na każdego, kto spróbuje opowiadać innym o tych zagadnieniach - najwyraźniej jednak zasługujących na zgłębianie, choćby i po omacku. Takie niebezpieczeństwa nie grożą osobom rozrzucającym papierki po chodnikach - nikt nawet nie posądzi ich o to, że coś z nimi nie tak, gdzie tam - ani godzinami przymierzającym ubrania - jasne, przecież to rozsądne - czy przeżywającym plotki dotyczące gwiazd ekranu - to też jest normalne, że hej. Kolejny raz w naszej rzeczywistości coś chyba zmienia jakaś niewidzialna ręka (bo przecież ufo nie istnieje, kosmitów nie ma, wszystkie planety pośród gwiezdnych mgławic krążą bez jednego porostu; rządowych spisków też nie ma - istnieją tylko zwolennicy teorii spiskowych oraz poświęcone alternatywnym wersjom historii książki, filmy i konferencje), tak że wychodzi bardzo dziwnie, nienaturalnie i niekorzystnie dla nas, a na rękę wszystkim, którzy chcieliby coś ukrywać i dalej bez przeszkód ani głosów sprzeciwu robić ludziom wodę z mózgów. Dobrze, że nie jesteśmy jakąś planetą manipulowaną przez obcych albo pół-obcych, bo w tej sytuacji dopiero byśmy mieli problem, w społeczeństwie żyjącym wedle takich reguł i przekonań. A przy okazji: gdyby istniała gdzieś daleko w kosmosie jakaś planeta kontrolowana przez sekretne stowarzyszenie o częściowo intergalaktycznej proweniencji - to w tym świecie, w kontekście jego obrazu serwowanego tam przez środki masowego przekazu, jaka hipoteza mieszkańcom owego zniewolonego globu wydawałaby się zapewne najbardziej niedorzeczna i niemalże kwalifikująca formułującą ją osobę do trwałego odizolowania od reszty społeczeństwa w zamkniętym ośrodku dla 'gadających największe bzdury'..?

   Z drugiej strony jest równie prawdopodobne, że kultura, w której osoby badające ufo są wysyłane do psychiatryka, stanowi wytwór masowej propagandy na zamówienie czynników ziemskich, które po prostu mają fisia na punkcie ukrywania przed całym światem swoich konszachtów i ustawek z szemranymi handlarzami przybywającymi z innych rejonów kosmosu. Według Dana Burisha czy rzekomego kosmity z polskim obywatelstwem Hejala, jaszczury z Oriona owszem istnieją, ale niestety - to jednak ludzie rządzą Ziemią i ponoszą odpowiedzialność za to całe piekiełko, w którym nigdy nie wiesz, z jaką zbrodnią wyjadą następnego dnia i czy głupawka serwowana w mass mediach w końcu zelżeje, czy raczej systematycznie będzie biła kolejne rekordy, jak niegdyś Bubka albo teraz Isinbajewa. Co do inwazji obcych, to według Plejaran faktycznie zbliża się dla Ziemian czas konfrontacji z jakimiś agresywnymi barbarzyńskimi istotami nastawionymi na podbój galaktyki w imię swojej porąbanej ideologii, ale to jeszcze nie znaczy, że nie będzie wcześniej żadnych ściem w tym temacie - raczej będą, a wręcz już ciągną się od dekad; według m.in. wspomnianego Hejala, jak również wielu innych ciekawych osób, sfingowana inwazja obcych to ma być coś jak szach w długo rozgrywanej partii, po którym ma nastąpić mat w postaci utworzenia globalnego rządu umożliwiającego kontrolowanie całej ludzkości przez kilkaset osób - z tym, że według symulacji ziomków Hejala, to im się raczej nie uda m.in. ze względu na wewnętrzne konflikty wśród tych 'złych ludzi'; według Hejala każda planeta zaatakowana z kosmosu otrzymuje pomoc od innych cywilizacji, jeżeli sama nie potrafi się obronić. W sumie w ogóle nie wydaje się to nieprawdopodobne, że rodziny bankierów, dynastii politycznych i rodów arystokratycznych (chociaż właściwie wszystkie te grupy bez wyjątków wywodzą się wprost z arystokracji indoeuropejskiej, znanej z wieszania niepokornych przez całe poprzednie tysiąclecie - taka ciekawostka, ale to pewnie tylko jakiś zbieg okoliczności, inaczej na pewno mówiliby o tym eksperci i pisali renomowani komentatorzy) kontrolują nasz świat od stuleci i w krajach nadających ton globalnej polityce tak naprawdę nie ma żadnej demokracji, to jest tylko taka ściema i coś jakby non stop nadawana reklama, ludzie to kupują, a rzeczywistość jak zwykle wygląda mniej różowo - oni też kochają swoje dzieci i to z myślą o nich przedłużają ten system, żeby funkcjonował dalej po ich odejściu; skoro ich latorośle mają dostęp do wiedzy a'la Atlantyda czy ufo, której my, panikujące z byle powodu masy, nie jesteśmy godni - to zrozumiałe, że ich rodzice uważają i zgadzają się wszyscy co do tego, że to właśnie ich pociechy najlepiej będą się nadawały do kierowania ludzkością, a nie jakieś przybłędy z przypadku wybrane przez głupich ludzi, no nie..? Media są zależne od decyzji polityków i vice versa - a kto ma kasę, ten ma i polityków, i media; no a kto ma kasę..? Połowa naszej pracy idzie na podatki, a połowa wpływów z podatków idzie na obsługę zadłużenia narodowego - cały czas nabijamy im kabzę, każdy z nas jest ich pańszczyźnianym parobkiem przez okrągły kwartał w roku, tak jak za dawnych czasów, albo nawet gorzej. Coś ci się nie podoba - to pozdejmuj zastawę z półek, bo jutro trzęsienie ziemi; szczegóły w listopadowo-grudniowym'08 wydaniu magazynu Nexus w wywiadzie z Benjaminem Fulfordem - j. pol., to wszystko dzieje się naprawdę i właśnie dlatego nie ma o tym w telewizorze; gdybym ja mógł zredagować jedno wydanie Wiadomości, to potem przez cały wieczór karetki zderzałyby się ze sobą na skrzyżowaniach - ale to nie ja tak wkręciłem ludzi w zakłamany matriks nie trzymający się kupy, odkryć archeologicznych ani zdjęć powierzchni najbliższych planet, a poza tym już następnego dnia pewnie milej szłoby się deptakiem, gdyby ludzie wiedzieli, że jednak są czymś więcej, niż tylko anomaliami natury w bezsensownym świecie przypadków.

   Jeszcze dwa słowa o jedzeniu mięsa (czego osobiście przez długie lata nie praktykowałem i wyrosłem na pięknego szkieletora, patrzącego na protoplastów w górę): według Alexa Colliera należy tego unikać, ale jeżeli ktoś czuje wewnętrzną ochotę/potrzebę, to powinien ją zaspokoić, zamiast się męczyć. Plejaranie jedzą mięso, ale takie uprawiane niby zboże, dzięki czemu nie muszą zabijać zwierząt. Według Hejala nasi naukowcy wynajdą tego typu sztuczne mięso za kilkadziesiąt lat; w jego relacji jednym z nakazów Kreacji, to znaczy takim prawem wszechświata, na które On zerka czy przestrzegamy, jest spożywanie w odpowiednich dla swojego gatunku ilościach pokarmów pochodzenia mineralnego, roślinnego oraz zwierzęcego - czyli jeśli w ogóle nie jesz mięsa, to trochę denerwujesz kosmos; w roślinach podobno za dużo jest jakichś kwasów, żeby można było się tylko nimi odżywiać. Uwaga niezgodność: według Hejala Księżyc to sympatyczny obiekt stworzony przez jakiegoś Gwiezdnego Ogrodnika, pusty w środku i zamieszkany przez istoty niematerialne, które gromadzą energię mentalną wyprodukowaną przez Ziemian (to jedno by się akurat zgadzało - według Schneidera Szarzy ciągle kombinują z jakimiś żniwami dusz [naszych], a według Colliera Księżyc to właśnie jak gdyby główna rafineria w tym systemie i to tam podróżują nasze dusze po śmierci, to znaczy obcy je ściągają, kasują pamięć i coś tam jeszcze robią, a potem się wraca od nowa "produkować miód"); ewentualnie nieco na siłę można by to spróbować uzgodnić zakładając, że Szarzy tylko pasożytują gdzieś na powierzchni Srebrnego Globu i podłączają się do tego przepływu dusz/energii - ale po co uzgadniać, skoro może ten Hejal to po prostu jakaś ściema, choć w sumie całkiem ciekawa, no i byłby pierwszy kosmita-Polak... Według Hejala owa energia mentalna jest potrzebna istotom wyższym na projekty w innych zakątkach kosmosu, a wszystko jedno, czy pochodzi z emocji pozytywnych, czy też negatywnych - byle było jej dużo; układy planetarne stworzone nie przez Kreację, ale przez istoty zwane Gwiezdnymi Ogrodnikami, można poznać po dziwnych relacjach ciał niebieskich - u nas byłby to zbyt duży Księżyc o pozornej wielkości identycznej z tarczą Słońca, u nich na Saleinji jest jakoby jeszcze większe przegięcie - 4 księżyce na tej samej orbicie w równych odstępach od siebie, a kiedy jeden wypadnie z toru po przejściu komety albo zderzeniu z meteorem, jakaś tajemnicza siła ściąga go z powrotem na właściwe miejsce. Dalej z tego samego źródła: wewnątrz Ziemi kwitnie zaawansowana cywilizacja Agarty i na pewno dadzą o sobie znać, jeśli przeprowadzimy jeszcze parę eksplozji nuklearnych albo spróbujemy podbić inną planetę czy np. nawrócić jej mieszkańców na taką lub inną religię (natomiast według Plejaran od Billy'ego Meiera przynajmniej ci z podziemnego miasta Agarta są nieco porąbani i chcieliby rządzić całym światem, ale są za słabi technologicznie). Substancje psychoaktywne generują wizje niewiarygodne z powodu skażenia iluzjami umysłu tworzonymi przez zanikające połączenia nerwowe - narkotyki to droga na skróty prowadząca na manowce, a za pomocą medytacji można osiągnąć nie tylko te same, ale nawet lepsze efekty, tylko trzeba nad tym troszeczkę popracować; do pewnego stopnia usprawiedliwieni są jedynie szamani, którzy do wprowadzania się w trans oprócz psychotropów używają rytmu bębnów - ich wizje mają wartość, w przeciwieństwie do doświadczeń kogoś, kto używa samych narkotyków - ale ze względu na skażenie halucynacjami muszą sobie potem te wizje interpretować i przez to mają więcej roboty oraz okazji do pomyłek niż szamani, którzy do popadnięcia w trans korzystają jedynie z bicia w bębny (tymczasem np. według Baśki Marciniak albo Bashara, "podróże" są o.k. i pozwalają nam na poszerzanie granic własnej świadomości). Generalnie ze wszystkim w życiu to jest tak, że łatwa droga zawsze się komplikuje i kończy katastrofą, a trudna droga z czasem staje się coraz łatwiejsza i okazuje naprawdę dokądś prowadzić. Istnienia duszy można dowieść: na fotografiach kirlianowskich widać brakujące kończyny u osób po amputacjach, a w chwili śmierci waga ciała maleje o pewien ułamek - można to łatwo obliczyć, byle uwzględnić przy tym wdechy i wydechy. Inkarnująca się dusza może sobie wybrać planetę (różnica z przekazem Plejaran - według nich jedyny naturalny sposób, żeby odrodzić się na innym globie, to polecieć tam pojazdem kosmicznym i na miejscu puknąć w kalendarz). Według Hejala nie ma problemu, żeby w następnym wcieleniu inkarnować się np. 700 lat wcześniej, ani ...w tym samym czasie w wielu osobach naraz, nawet żyjących na różnych etapach rozwoju duchowego - tzn. chyba chodzi tu o to, że można by w swoim milion pięćsetnym wcieleniu urodzić się np. w roku 2120, potem rozwinąć się duchowo przez wiele żyć i kiedyś ponownie inkarnować się na tej samej planecie w roku 2125, a następnie jeszcze kiedyś w 2118 r. i samego siebie z przeszłości z pogardą gnębić w szkole, obrzucać na ulicy nieufnymi spojrzeniami, napaść w zaułku itp. ... O medytacji: to nie człowiek powinien dostosowywać się do formy medytacji, ale na odwrót - można medytować leżąc, w wannie, patrząc w niebo, siedząc na drzewie itp. - jak komu wygodnie. Podczas próby uprowadzenia przez Szarych wystarczy uwierzyć, że można się ruszyć, aby przezwyciężyć paraliż i wprawić w panikę tych wybitnych pozaziemskich naukowców, skłaniając ich do wzięcia nóg za pas. Rasa Hejala, Saleinjiczycy, stosuje astrologię m.in. do przewidywania trzęsień ziemi i wahań nastrojów społecznych - dla nich to bardzo ważna nauka; nasza współczesna jej wersja jest totalnie niedokładna, ponieważ nie uwzględnia choćby pozornego ruchu gwiazd wynikającego z precesji - już lepsi byli w tym Majowie, a nawet wcześniejsze od nich ludy. O przeszczepach: jeżeli dawca nie żyje, to jego dusza może wałęsać się wokół osoby biorcy, w której ciele żyje jeszcze fragment jego ciała - taką duszę trzeba w czasie hipnozy zagaić i przekonać, że umarła, inaczej będzie tak uwięziona do śmierci biorcy i może zacząć wpływać na jego zachowanie, a nawet wypierać jego duszę; prawidłowe rozwiązanie to hodowanie klonów narządów z tkanek pacjenta, to nad tym powinni pracować nasi naukowcy. O żywności modyfikowanej genetycznie: spowodowała wzrost zachorowań na autyzm i inne, nowe choroby genetyczne, a realne skutki jej stosowania będą widoczne za około sto lat - pokarm nie jest trawiony w 100%, ułamek procenta genów z przewodu pokarmowego przenika do organizmu w niezmienionej postaci. Wersja Hejala o Jezusie jest zupełnie inna - że był przywódcą powstania przeciwko Rzymianom i w ogóle nie było wtedy jeszcze ukrzyżowań, a na pal wbito kogoś innego, jakiegoś zwolennika-ochotnika. O Fatimie: to tylko jacyś Dewianie robili sobie eksperymenty chcąc sprawdzić, czy ludzie nadal każdą garść informacji będą przerabiali na religijne cuda. O Roswell: to faktycznie był balon, ale nie meteorologiczny ani prototypowy, tylko szpiegowski. O istotach niskich, demonicznych, regresywnych itp.: od jakiegoś czasu porzucają centra religijne, gdzie żerowały na wywoływaniu w wiernych poczucia winy i strachu przed karą, a przenoszą się do ...mediów, powodując brutalizację przekazów. O nauce: ziemska nauka to religia oparta na wierze w dogmaty naukowe, a w naszych czasach sytuacja jeszcze się pogorszyła, ponieważ środowiska biznesowe wspierają te dogmaty w celu ukrycia przed społeczeństwami niektórych wynalazków, np. generatorów darmowej energii. O wnętrzu Ziemi: nie ma tam dnia ani nocy, zawsze panuje półmrok podobny do zmierzchu czy świtu; przejść jest wiele, a jedno z nich znajduje się w Górach Świętokrzyskich, ale jest dobrze zabezpieczone i najlepiej w ogóle go nie szukać, bo "mogłoby się to skończyć dla śmiałka śmiercią". Zablokowanie pamięci o poprzednich wcieleniach to nie sprawka złowrogich kosmitów lecz efekt eksperymentalnego wprowadzenia na Ziemi prawa karmy z inspiracji Plejaran - to był ich pomysł i to samo w dobrej wierze zrobili u siebie, a kiedy okazało się, że to fatalny system (nikt nie kojarzy, za co pokutuje), odeszli od tego rozwiązania, tymczasem u nas nie dało się już niczego odkręcić i tak zostaliśmy, jako że królowie i kapłani w obronie swej pozycji wzniecili w naszych przodkach nienawiść do przybyszy z gwiazd, którzy próbowali wrócić, aby naprawić ten błąd - posuwano się nawet do ich mordowania. To oto chodziłoby w micie o Edenie - drzewo to cykl życia, owoc to prawo karmy, wąż to kosmiczni ludzie, a wypędzenie z raju to utrata pamięci o poprzednich wcieleniach. Prawo karmy sztucznie wgrane w naszą rzeczywistość niepotrzebnie obciąża np. osoby wykonujące zawód kata - każdy, kto kogoś zabije, zginie z czyjejś ręki w tym lub w kolejnym wcieleniu albo w następnym życiu doświadczy śmierci ukochanej osoby - nie pojmując, dlaczego go to spotkało. Mohendżo Daro było stolicą Imperium Ramy noszącą nazwę Narmini - Atlantydzi rozwalili ich atomówkami, ledwo je wynaleźli; Atlantyda była imperium zbudowanym na niewolniczej sile roboczej. Rzekome uprowadzenia przez kosmitów to przeważnie wojskowe eksperymenty na ludziach kamuflowane wprowadzaniem sztucznych wspomnień; okaleczenia bydła to darmowe eksperymenty na zwierzętach; chociaż faktycznie kręci się tu pewna wymierająca rasa kosmitów. Pasażerowie samolotów, którzy rzekomo zginęli 11 września, w rzeczywistości zostali przekazani wojsku w charakterze materiału na eksperymenty, a wcześniej użyto ich do sfingowania połączeń telefonicznych. W roku 2012 wydarzy się to, co ludzie będą sobie wyobrażać, że się wydarzy, a tak w ogóle to kosmici rozpowszechniają inną datę - 3 II 2029, kiedy zakończy się Era Ryb, a oddziaływanie Ery Wodnika osiągnie moc 100%. Do roku 2023 trwać będzie faza przejściowa; ocieplenie wszystkich planet w naszym układzie stanowi efekt zmian w aktywności Słońca. Saleinjiczycy klasyfikują mieszkańców Ziemi jako ...istoty półświadome, zdaje się coś jakby pomiędzy roślinami i drzewami a ludźmi czy pomysłowymi gadami z normalnych planet. Dziura ozonowa to wynik raczej eksplozji nuklearnych - nieprzypadkowo pojawiła się nad Ziemią Królowej Maud, gdzie Amerykanie przeprowadzali detonacje. Zaprzestanie wytwarzania broni to nie najlepszy pomysł - w kosmosie czai się bowiem wiele agresywnych ras; należałoby jednak skoncentrować się na technologii obrony planety przed atakiem spoza Układu Słonecznego. Czipy wszczepiane pod skórę zagrażają zdrowiu i wywołują raka; implanty w rodzaju dodatkowej pamięci podłączanej do mózgu mogą stać się makabrycznym polem do popisu dla ludobójców - twórców wirusów komputerowych, nie wspominając o ponurych planach władz czy wojska. Przygotowywany przez amerykańskich decydentów plan sztucznej inwazji obcych zakłada wylot wszystkich latających spodków 'made in USA' i zniszczenie kilku miast, a następnie, w odpowiedzi na wybuch paniki, utworzenie światowego komitetu, który przejmie kontrolę nad siłami militarnymi wszystkich krajów; po spektakularnym "odparciu inwazji" stolicą globalnego państwa zostanie Waszyngton albo Nowy Jork, rozpoczną się polowania na kosmitów oraz ich rzekomych kolaborantów, pokazowe procesy i nagonka-histeria, podczas gdy osoby poddające w wątpliwość prawdziwość inwazji będą eliminowane; dopiero z czasem ludzie zaczną się orientować, że pomimo całego tego strachu i nienawiści, coś jakoś długo ci kosmici nie atakują... Z myślą o tym szlachetnym przedsięwzięciu rozmaite grupy ufologiczne są infiltrowane przez agencje wywiadowcze, starające się odpowiednio ukierunkowywać ich badania i promować dezinformację; według Hejala nieświadomie przyczyniają się do tego ufolodzy w rodzaju dr Jana Pająka (niniejszej witryny pewnie jeszcze nie widział - ale jakby co, to chętnie opiszę i z ulgą zrelacjonuję, że "ukrytesprawy.org" to też trochę prawdy, a niewiele mniej bzdur i ściem). Jednak ukryty światowy rząd, kontrolujący banki, czołowych polityków, przemysł zbrojeniowy oraz spożywczy, dążący do posiadania władzy absolutnej nad losem każdego mieszkańca Ziemi, jeszcze nie podjął ostatecznej decyzji, że "robimy tą inwazję kosmitów" - istnieje bowiem również plan alternatywny, który zakłada po prostu wywołanie kolejnej wojny światowej, czego zbawiennym dla ludzkości skutkiem miałoby być pozbycie się kilku nadmiarowych miliardów ludzi. Plotki o ewakuacji wybranych Ziemian przez kosmitów w przyszłej sytuacji zagrożenia rozpowszechniają rasy, które potrzebują niewolników do pracy na odległych planetach - zachęcają do wkraczania na ich pojazdy, bo to będą statki niewolnicze. Czerwony Meteor został zaprojektowany przez Wszechświatowego Ogrodnika (śmieszna nazwa, ale tu chodziłoby po prostu o jakąś istotę z 11 poziomu gęstości, najwyższego dla istot) w taki sposób, żeby jedynie wspólny wysiłek wszystkich krajów był w stanie odeprzeć to zagrożenie - nie sprosta mu żadne państwo działające w pojedynkę ani dowolnie liczna grupa krajów; ten kamyk ma stuknąć gdzieś pomiędzy Polską, Białorusią a Ukrainą (według Plejaran pomiędzy morzami Północnym a Czarnym), choć wg symulacji Saleinjiczyków w wyniku działań ludzi uda się go skierować na Alaskę - co i tak będzie oznaczało ogromne kłopoty; w tej sprawie można liczyć na zero pomocy od kosmitów, natomiast później mogą się zgłosić różne rasy, które zaoferują wsparcie w odbudowie, ale w zamian za coś - np. zgodę na osiedlanie się; trzeba na to bardzo uważać. Generalnie kosmici przewidują, że nadchodzą ciężkie czasy dla Ziemian - dlatego już nawet wcielają się w Polaków, by pozytywnie oddziaływać na opinię publiczną; takich 'gwiezdnych wędrowców' w ciałach dorosłych ludzi jest teraz według Hejala około 50 na naszej planecie, ale za to mamy prawdziwy wysyp dzieci Indygo - one też sporo wiedzą. W wyniku zmian klimatycznych Europa dozna upadku, zmienią się jej linie brzegowe. W Polsce pojawią się drzewa znane z obszarów południowych, będzie można uprawiać banany i owoce cytrusowe, a w Bałtyku pomimo zanieczyszczeń zameldują się stada delfinów oraz rekinów; niestety nadlecą również uciążliwe muszki i moskity. Ludzi nie czeka przejście do czwartej gęstości, ponieważ ...już się w niej znajdujemy - przed nami teraz przejście w piątą, ale nie będzie to gwałtowny skok, raczej coś jak oczyszczający prysznic z kosmosu; pojęcia gęstości nie należy rozważać materialnie, gdyż chodzi tu o częstotliwość wibracji energetycznej ciała/aury/duszy - coś jakby taktowanie procesora w komputerze. Teoria Wielkiego Wybuchu mylnie zakłada, że Wszechświat rozchodził się równomiernie we wszystkich kierunkach - tymczasem ta siła jest zbyt wielka, żeby móc w taki sposób eksplodować, zawsze działa przy tym również siła odśrodkowa i wszystko rozchodzi się spiralnie - to dlatego nasi naukowcy się dziwią, że niektóre galaktyki się do nas przybliżają, zamiast oddalać jak im pobliskie; przy czym to i tak jest na tej zasadzie, że cały kosmos rozpływa się jak gdyby po wewnętrznej powierzchni sfery i czym szybciej galaktyki się od siebie oddalają, tym prędzej się ze sobą zderzą - to jest tak jak na Ziemi, że jeżeli samolot leci cały czas w jednym kierunku, to po pewnym czasie okrąży planetę dookoła i znajdzie się ponownie w tym samym miejscu - tyle że w przestrzeni zamiast po powierzchni wypukłej, dryfujemy z tymi wszystkimi gwiazdami po wklęsłej; Wszechświat będzie się tak rozszerzał, "kurczył" i wybuchał wiele razy (według Plejaran 7) i za każdym następnym będzie lepsza jazda i ładniejsze ogrody - o to chodzi. Przepowiednie Nostradamusa to fantazje bibliofila; "kod Biblii" to bzdura i działa również zastosowany do "Moby Dicka" - niestety niektórzy izraelscy politycy traktują go poważnie i opierają na nim swoje decyzje np. odnośnie akcji wobec sąsiednich krajów. Przekazy Kasjopejan to ściema - to ludzie piszą dla ludzi. Ziemianie nie przejęli żadnego wraku ufo - te pojazdy są odpowiednio zaprogramowane na taką ewentualność; niesamowite technologie Amerykanów pochodzą od III Rzeszy i z podglądania przyszłości przez posiadające taką umiejętność osoby, które następnie opisują maszyny naukowcom. Jednocześnie Hejal przyznaje, że wiele informacji zostało mu zablokowanych/wymazanych dla jego własnego bezpieczeństwa pod kątem porywania na spytki przez służby lub tajne organizacje. Telefony komórkowe są bardzo szkodliwe, co można sobie sprawdzić kładąc kilka aparatów antenkami do środka i umieszczając w nim orzeszek lub przepiórcze jajo, a następnie wprawiając komórki w stan odbierania sygnału - orzeszek od razu podskoczy, a białko jajka po pewnym czasie się zetnie. Wersja o katastrofie Tunguskiej identyczna, jak ta od Billy'ego Meiera - to była eksplozja pojazdu pozaziemskiego, dlatego w epicentrum drzewa nie zostały powalone, podobnie jak budynki w Hiroszimie. Jeśli jednak dojdzie do tej III wojny światowej, to najbezpieczniej będzie w centralnej części byłej Jugosławii, w Australii oraz na Antarktydzie; Polska "może ucierpieć na skutek zbytniej uległości polityków wobec obcych mocarstw i doznać skutków ataku nuklearnego z powodu tarczy antyrakietowej, której radar ma być częścią rozszerzonego systemu szpiegowskiego Echelon" - jeśli ten cały Hejal to mistyfikacja, to już wiemy, kto za tym stoi... Saleinjiczycy po katastrofie wywołanej przez uderzenie meteoru 276 tys. ziemskich lat temu urządzili na swojej planecie jeden pas mieszkalny oraz dwa pasy dzikiej przyrody, w których w ogóle nie ingerują w ekosystem - nie gaszą naturalnie powstających pożarów ani nie pomagają zwierzętom podczas powodzi. W naszym prawie według nich brakuje prawa łaski i anulowania kary na życzenie ofiary przestępstwa; jest ich czterysta tysięcy, choć kiedyś było 25 miliardów; są biseksualni, żyją w multi-rodzinach przypominających hippisowskie komuny, mają jedną dziurkę w nosie i po cztery palce u rąk i nóg; słyną ze sztuki barwienia ciał (nie używają ubrań); Ziemianie słyną w kosmosie z poczucia humoru, wynikającego prawdopodobnie z absurdalności naszej rzeczywistości (czyli pośrednio z tego, że jesteśmy największymi głąbami wśród cywilizacji ludzkich - inne są od nas dużo słabiej rozwinięte technicznie, ale należą do tych Unii Galaktycznych itp. konfederacji, ponieważ ich tam chcą i widzą, jako że są wystarczająco rozwinięci duchowo, bo ewoluowali w sposób zrównoważony, a nie tak pozbawiony proporcji, jak my na Ziemi, gdzie według bodajże Andromedan od Alexa Colliera, nasz poziom rozwoju technicznego dziwnie wyprzedza fazę rozwoju duchowego o pi razy drzwi 20 wieków). [koniec wiadomości od Hejala]

   Info od Boryski, najwyraźniej "gwiezdnego dziecka" (ur. 1996) dorastającego w Rosji w obwodzie wołgogradzkim (od małego sypie historiami o swoim poprzednim życiu na Marsie, nazwami galaktyk i opisami prastarych ziemskich cywilizacji, choć nikt nie udostępniał mu tego typu informacji, a nawet gdyby - to niby z jakiej paki mały umie o tym opowiadać niczym profesor, zadziwiając naukowców i ufologów z całego świata): Lemurianie mieli 9 metrów wzrostu i jeden z nich był jego przyjacielem, który zginął pod skałą w czasie kataklizmu i jest im pisane spotkać się w tym życiu - tak że chyba nie były to żadne gadoidy; jakkolwiek jego mama usłyszała kiedyś, jak synek mówi do kogoś, samotnie bawiąc się w swoim pokoju: "Jestem pilotem statku badawczego, naukowcem, ale nie, nigdy nie połączę DNA ludzkiego z gadzim..! To sprzeczne z naturalnym prawem selekcji..." - a z kolorowych zabawek miał ułożone spirale DNA. Według chłopca Ziemię czekają poważne katastrofy związane z wodą w latach 2009 i 2013. Wideo z wywiadu w j. ang. tu, artykuł o nim i dzieciach Indygo w j. pol. tutaj.

   Emerytowany oficer (nazwa stopnia: Command Sergeant Major) sił powietrznych USA Robert O. Dean służył m.in. w poprzedniej kwaterze głównej NATO w Paryżu w latach 60-tych, gdy niejednokrotnie napięcie pomiędzy obydwoma blokami militarnymi sięgało zenitu z powodu wzajemnego podejrzewania się o agresywne prowokacje z użyciem nieznanej broni powietrznej - a to tylko jakieś gigantyczne świetliste obiekty latały w szyku z zawrotnymi prędkościami od Uralu po Wlk. Brytanię, jakby chciały sprawdzić, kto szybciej zwołuje kryzysowe narady generałów, Układ Warszawski czy Pakt Północnoatlantycki - udzielił w styczniu 2001 roku programowi 'Coast to Coast' wywiadu, w którym przedstawił swój punkt widzenia na te tematy po 30 latach dociekań, które prowadził na własną rękę odkąd pewnego razu, kiedy nudzili się w bazie, dowódca powiedział mu "masz, to cię postawi na nogi" - i pokazał dokument potwierdzający obecność obcych na Ziemi. W jego opinii mamy do czynienia z największą historią w dziejach naszej cywilizacji, a ludzi, którzy ukrywają przed społeczeństwami prawdę o naszej historii, można zrozumieć, ponieważ rzeczy tego kalibru nie ogłasza się tak po prostu - np. kto w Twojej rodzinie zgłosi się na ochotnika, by powiedzieć babci, że tak naprawdę jesteśmy hybrydami i nasz gatunek od początku był poddawany manipulacjom genetycznym..? Albo jaki dzień tygodnia będzie dobry, żeby ogłosić, że w intrygę przeciw młodemu rabinowi 2000 lat temu w Galilei zamieszane były czynniki pozaziemskie? Według Roberta Deana już w roku 1964 wojsko miało niezłe rozeznanie co do czterech głównych grup obcych aktywnych na Ziemi od dłuższego czasu; według jego informacji temat Roswell polegał na 3 katastrofach w przeciągu 45-50 dni, pojazdów dwóch różnych ras znajdujących się na odmiennym poziomie rozwoju, a obcych od początku postrzegano jako zagrożenie w związku z nieprawdopodobnymi, z zupełnie innej bajki możliwościami ich technologii, które wielokrotnie prezentowali - nie było wątpliwości, że zwyciężyliby w otwartej konfrontacji, ani rozeznania co do ich planów - i w latach 90-tych nie było go w dalszym ciągu. 50 lat polityki ukrywania i ośmieszania wzięło się z wniosku, że skoro to takie niepokojące, to najlepiej będzie nie frasować tym miliardów. Szokujące fakty na temat naszej historii i planety, Księżyca i Marsa, to również nie są informacje, które ogłasza się tak z dnia na dzień - ujawnianie jest w toku, ale nie powiedzą wszystkiego naraz zbyt nagle. Jak mówi Bob Dean, im dłużej siedzi w tym temacie, tym bardziej rozumie ośrodki decyzyjne stojące za ukrywaniem wszystkiego przed ludźmi. Zresztą (info z innych źródeł) wszyscy pozytywni kosmici też wcale nie palą się do otwierania połączeń promowych pomiędzy naszymi światami, według nich jesteśmy jeszcze takimi prostakami, że jako ogół nie dojrzeliśmy do publicznego kontaktu - zaraz zrobilibyśmy z nich bogów, wrogów albo samolubów, którzy nie chcą nam dać nowych lekarstw ani technologii, a poza tym statystycznie nie jesteśmy na to jeszcze gotowi duchowo i gdyby nagle pokazali swoje statki na niebie, wiele osób równie nagle straciłoby psychiczny grunt pod nogami, ich światopoglądy uległyby z dnia na dzień wywróceniu i mogłoby to stanowić spory problem na skalę społeczną; ale jeżeli jakaś niewiele bardziej rozwinięta cywilizacja do nas podbije, to wtedy nie będzie aż takiej różnicy i prawdopodobnie w ten sposób się to naturalnie zacznie. Wiadomości od Boba Deana z wywiadu dla Project Camelot: klauzula 'Cosmic Top Secret' jest najwyższa w NATO i pozwoliła mu na czytanie m.in. raportów z autopsji obcych z rozbitych statków. W latach 60-tych pewien generał sił powietrznych USA wydał rozkaz strzelania do ufo, który został wycofany po 90 dniach, ponieważ latające spodki na kule odpowiadały wyłączaniem elektroniki w myśliwcach - a że były to nielotne odrzutowce zwane przez pilotów "kowadłami", 30 samolotów spadło i kilku ludzi zginęło. Po szczególnie efektownym przelocie obiektów w lutym 1961 r. NATO powołało studium, które zakończyło prace opublikowaniem raportu w roku 1964 - w projekcie tym wzięli udział przedstawiciele Niemiec, Francji, Włoch, Wlk. Brytanii oraz USA, a także wybitni naukowcy, m.in. historycy, fizycy, antropolodzy i geolodzy z najlepszych uniwersytetów. Dzięki posiadanym uprawnieniom Bob Dean miał wgląd również do tego dokumentu. Wszystkie cztery podstawowe według ówczesnej klasyfikacji grupy obcych posiadają formę humanoidalną, a jedna z nich nie różni się od nas wyglądem w żaden rzucający się w oczy sposób. Raport zatytułowany "Assessment" stwierdzał m.in., że fenomenem ufo interesowali się już ...starożytni Rzymianie. Kiedy bohater II wojny światowej gen. Robert Lee zapoznał się z jedną z 15 kopii dokumentu, przytłoczył go szokujący obraz prawdy i jednoczesna świadomość, że wszystkie czołgi i myśliwce tak naprawdę na nic by się nie zdały. Relacja z drugiej części wywiadu: rząd USA to nie to, co ludzie myślą - w kraju nie ma demokracji, ukryte władze (ang. 'hidden government') działają bez poszanowania żadnych praw i nie odpowiadają przed jakimkolwiek organem państwowym, Kongresem ani prezydentem, w ogóle niewiele o nich wiadomo oprócz tego, że telefony z pogróżkami wykonywane są z numerów NSA. Pytań bez odpowiedzi jest nadal sporo. Jak powiedzieć np. muzułmańskiemu fundamentaliście, że wszystkie religie świata mają pozaziemskie korzenie? Jak i kiedy zdradzić ludziom, że uprowadzenia to rzeczywistość, która nadal trwa? Jak oznajmić chrześcijańskim fundamentalistom, że Jezus był uczestnikiem programu "Gwiazdy - Ziemianom"..? Grupa 'Majestic' już się tak nie nazywa, ostatnio mieli kryptonim PI-40, 20 lat wcześniej podzielili się na dwie zaciekle zwalczające się połowy, z których jedna chciałaby wszystko ujawnić, a druga jest zdania, że nie i nigdy; w latach 1998-2000 z budżetu Pentagonu w niewyjaśnionych okolicznościach znikało 2.7 biliona dolarów rocznie. Generalnie słuchając Boba Deana można odnieść wrażenie, że ksiądz w dalszym ciągu przychodzi do niego z kolędą, a mimo otrzymywania pogróżek nie skończył jak Phil Schneider, bo co kwadrans wzmiankuje, że tak naprawdę władze nie są takie złe i chcą dobrze, a to całe ogłupianie to tylko tak z troski - ale z drugiej strony, gdyby był tchórzem, toby się tym raczej w ogóle nie zajmował, a poza tym przecież to nie jego wina, że go nie załatwili; najwyraźniej on po prostu wierzy w to, co mówi, no i ma sporo ciekawych informacji, jak np. te z najnowszego wywiadu z września 2008 roku (gość nieźle się trzyma w wieku 79 lat - trzy dekady badania ufo najwyraźniej posłużyły mu lepiej niż Geriavit Pharmaton): planeta Nibiru (według innych wersji jakiś jej księżyc) nadal leci w naszym kierunku, ale będzie tu dopiero w roku 2017. Władze nie powiedzą o tym ludziom, żeby nie wywoływać paniki - tym razem Nibiru ma się znaleźć po tej samej stronie Słońca, co Ziemia, a to nie jest dobra wiadomość dla towarzystw ubezpieczeniowych, gdyż jest to duża planeta. Tymczasem w pobliżu szczytu góry Ararat w Turcji satelita NRO sfotografował ...wielką łódź - zrzuceni na lokację komandosi zebrali z drewnianego wraku kilka pamiątek, ale takich rzeczy się nie ujawnia, żeby nie wywoływać sporów pomiędzy religiami, nie nastawiać krajów antagonistycznie do siebie nawzajem, nie burzyć klimatu współpracy itd. Według tego emerytowanego oficera sił powietrznych (miał specyficzną pozycję, bo nie był żadnym generałem ani nawet pułkownikiem, ale miał dostęp do informacji, do których oni nie posiadali uprawnień i musieli polegać na tym, co im mówił) Anunnaki istnieją, mieszkają na Nibiru, są też od zawsze na Ziemi i grzebali przy nas od początku, na Marsie również ich nie brakuje - znajduje się tam np. podziemne miasto wielkości Chicago, które promieniuje tyle ciepła, że widać to na zdjęciach termo-jakichśtam. Cenieni przez niego badacze to Zecharia Sitchin i sir Laurence Gardner - tymczasem według Davida Icke'a i jego świadka po przejściach występującego pod przybranym nazwiskiem Arizony Wilder (co do Gardnera tego samego zdania jest również Stewart Swerdlow, z autopsji), są to świadomi dezinformatorzy na usługach Iluminatów, a tak w ogóle to hybrydy - kobieta ta rzekomo nieraz widziała ich zmieniających postać, mówi (j. pol.) o tym przed kamerami - też im była potrzebna do obrzędów ze względu na swoją moc psychiczną (hybrydy jej nie mają i nie potrafią odsyłać przybywających 'demonów' z powrotem); wielu zwolenników Icke'a uważa ją za osobę podsuniętą mu w celu wpuszczenia w maliny i skłócenia z innymi badaczami, z kolei zwolennicy wersji Wilder argumentują, że o hybrydach mówiła jeszcze przed ukazaniem się pierwszej książki brytyjskiego badacza, więc nie miała gdzie o tym przeczytać - a według niego informacje od niej w pełni pokrywały się z jego ustaleniami, zanim je opublikował i zaczął nagłaśniać na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Wracając do wywiadu z Bobem Deanem - prowadząca Kerry Cassidy pytała go o planowany według zeznań świadków z tajnych projektów krach ekonomiczny amerykańskiej gospodarki, jaki może się wydarzyć w październiku'08, co sugerowałyby prace The Arlington Institute - ośrodka badającego sny, który przewidział i zawczasu ogłosił zmiany w masowej świadomości we wrześniu 2001 i jeszcze bardziej długofalowe od października 2008 r. (oni po prostu zbierają sny i analizują je statystycznie, a czasami wychodzą bardzo ciekawe wyniki i faktycznie coś się potem dzieje - w ten sposób stali się renomowaną placówką, choć zresztą od początku działali w poważny i metodyczny sposób). Według Boba Deana ten krach to coś jak powycinanie nowotworów - to musiało nastąpić, bo te wszystkie firmy-giganty to po prostu totalne zombie i oszukiwały w papierach od wielu pokoleń księgowych.

   Według Plejaran z domniemanego kontaktu B. Meiera, eksplozje bomb atomowych, oprócz nieznacznej 'korekty' orbity Ziemi i zdziesiątkowania planktonu, zainicjowały także powolną wędrówkę biegunów, której efekty staną się nie do przeoczenia za 1000 lat, gdy jeden z biegunów będzie się znajdował na dzisiejszym Bliskim Wschodzie; jednak nie wspominali nic o jakiejkolwiek możliwości nagłej zmiany co do ich położenia. Nie wydobywają minerałów ze swojej planety, ponieważ to ją rani - planeta to także żywe stworzenie Kreacji, które sobie ewoluuje na niższym poziomie świadomości. Ropa to dla planety coś jak żywe bakterie, swoją drogą eksplozje nuklearne zabiły jedną trzecią podziemnych zasobów tej nierozpoznanej jeszcze przez nas formy życia. Ze względu na zaburzanie naturalnego przepływu energii po planecie, tamy wodne to zdecydowanie kiepski pomysł; podobnie elektrownie jądrowe - rozszczepianie atomów ma również wiele konsekwencji, których jeszcze nie dostrzegliśmy, gdyż staną się one widoczne dopiero po wielu dekadach. Papież Paweł VI został otruty przez sitwę kardynałów i podmieniony sobowtórem, a w celu zatarcia śladów sfałszowano nawet jego świadectwa szkolne. Jezus/Immanuel nigdy nie mówił, że jest zbawcą, tylko że każdy może być swoim zbawcą i odnajdzie drogę do szczęścia, jeśli tylko będzie żył zgodnie z Prawami Stworzenia - które po prostu znał i to ich nauczał, będąc jednym z pierwszych kolaborantów kosmitów, jakich pamięta nasza historia. Według Plejaran fajnie jest w coś wierzyć, ale nigdzie w znanym im wszechświecie religie nie rozrosły się aż tak bardzo, jak u nas, to znaczy nie osiągnęły takiej pozycji i wpływu na życie ludzi; chrześcijaństwo jest nie lepsze niż islam i nie mniej skutecznie blokuje swoim wyznawcom/wychowankom prawdę, skądinąd obserwowalną w naturze, świecie wokół i w ogóle w kolejach własnego losu.

   Łatwo jest potępiać Iluminatów, czy kto tam to zrobił, za wpuszczenie do Afryki AIDS i ukrywanie 'lekarstwa na raka' (patrz Raymond Rife) - choć nikt z 'nich' nie zarobił na tym pewnie ani centa, bo niby i w jaki sposób. Oni są źli, wiadomo, a my dobrzy, szlachetni i naprawdę w głębi serca pewni, że świat byłby piękniejszy i szczęśliwszy z dodatkowymi dwoma miliardami głodujących i jeszcze paroma dziesiątkami milionów niemieckich turystów-emerytów, na których podróże i gorące kąpiele szłoby rocznie z budżetu UE więcej, niż na obiadki szkolne dla niedożywionych dzieci we wszystkich krajach Starego Kontynentu łącznie. Ale zajmując takie stanowisko i wygodną pozycję w sporze, tak naprawdę chyba bez walki oddajemy im zwycięstwo i rację w oczach decydentów, którzy są już za starzy, by pamiętać wesołe hasła szkolne, tylko po prostu np. pracują w ONZ i muszą się martwić - wiedząc, że za za nich już nikt tego nie zrobi - co będzie z tą planetą dalej za 10 czy 20 lat: jedna wielka katastrofa i wojna o wodę jako najlepszy prezent dla naszych dzieci, na jaki było nas stać, czy jeszcze nie i da się to na pewien czas odwlec, choćby przy użyciu środków gorzej niż drastycznych - skoro faktycznie to jednak trochę ciężka wkrętka robić tę III wojnę światową i pewnie trudno mieć potem fajne sny, gdy do wieczora pracowało się nad planami, jak to zawczasu rozkręcić, coby nasz świat nie wykoleił się niczym przepełniony pociąg. Osobiście uważam, że niepotrzebnie wyjeżdżali z tymi chorobami, bo i tak wiele wskazuje na to, że za jakieś dwa wieki ludzi będzie znaczniej mniej - wystarczy może nawet, jeśli prawdziwy okaże się tylko jeden z wątków takich, jak o planecie Nibru, Czerwonym Meteorze, właśnie tej III wojnie światowej, comebacku Drakonian czy monstrualnych trzęsieniach ziemi i zapadaniu się całych krajów pod wodę w związku z tematyką a'la rok 2012. W tym kontekście chyba ten jeden raz już mogli pozwolić ludziom namnożyć się jak szarańczy - przecież i tak zostaną zdziesiątkowani, a populacja całej planety zejdzie poniżej pół miliarda, czyli tak jak chcieli, a nawet o 100 czy 200 milionów bardziej - według niezależnych od siebie, a jednak intrygująco ze sobą zgodnych relacji z wieków bliskiej przyszłości przedstawianych niezłomnie przez Billy'ego Meiera i Ala Bieleka, którzy co jak co, ale nie wyglądają na głupków, którzy by mogli pomyśleć, że ludzie uwierzą i jeszcze będą ich za to nosić na rękach, kiedy im opowiedzą, że byli w przyszłości; może my już nie doczekamy tych czasów, ale wiele wydaje się wskazywać na to, że za kilka-kilkanaście pokoleń problem przeludnienia naszej planety w końcu odejdzie w zapomnienie. Czyli wychodziłoby na to, że naszą współczesność dotknęły po prostu panikowanie i nadopiekuńczość ze strony Iluminatów, uobecnione dość niesmacznymi przekrętami z AIDS, SARS i rakiem - lekarstwa na które nigdy nie "zostaną" wynalezione i chyba każdy mniej więcej się orientuje, dzięki szkole i mediom ma jako takie pojęcie, że te choroby w oczach wszystkich naukowców z góry wyglądają na nieuleczalne i nie do pokonania jeszcze przez przynajmniej kilka dekad (podczas gdy w rzeczywistości już w latach 80-tych mieli lekarstwo nawet na ...starość - prawdopodobnie uzyskaną od obcych technologię pozwalającą na cofnięcie stanu rozwoju ciała dorosłej osoby o dowolną ilość lat: uczyniono tak z Alem Bielekiem w 1984 r., kiedy zaczął się gwałtownie starzeć po skoku przez czas; wobec jego brata Duncana Camerona zastosowano tym razem już na pewno pochodzącą od obcych technologię przeszczepu duszy, świadomości i pamięci do innego ciała - gość ma inną twarz i sylwetkę, niż widział w lustrze w młodości, gdy jeszcze mógł zostać bibliotekarzem zamiast zgłaszać się do oddziałów specjalnych, jest niepodobny do brata i ma czego żałować, jeśli w najlepszych latach stracił kupę czasu na mycie zębów, choć może wewnętrzny głos intuicji podpowiadał mu, że to nie ma sensu; według Plejaran sztuczne przedłużanie życia w nieskończoność byłoby jednak bez sensu, ponieważ dusza potrzebuje odpoczynku "po tamtej stronie" i tak samo jak ktoś pozbawiony przez wiele dni snu, przebywając za długo na tym świecie stawałaby się zidiociała). W niezależnym obiegu informacyjnym nie ma i nie było zresztą bodaj ani jednej informacji z jakiegokolwiek źródła, że ktoś coś słyszał od kosmity albo naukowca z podziemnej bazy, że gdzieś w przyszłości ludzi na Ziemi dalej będą miliardy. Więc jak to jest, ci Iluminaci rządzą światem, a nie mają nawet Internetu, żeby się zorientować, co w trawie piszczy..? A może z tym przetrzebianiem innych ras chodziło jednak o coś innego, a owa troska o przyszłość ludzkości stanowi tylko niezłą wymówkę, na której nie poznało się 95% samych wykonawców tych planów i realizatorów tejże strategii? Słyszy się nieraz, że 80% mieszkańców planety nie jest już potrzebnych możnym tego świata, skoro gros pracy wykonują teraz maszyny - w dodatku owi niepotrzebni zużywają surowce, destabilizują ekosystem, no i dalej się mnożą. Może to prawda, że to tylko o to chodzi; a może to jednak naprawdę wzięło się z obawy przed katastrofalnym przeludnieniem, bo np. Nibiru została zniszczona (Swerdlow), inwazję smoków przyjęli na klatę życzliwi nam obcy (Collier), z rokiem 2012 sami sobie poradziliśmy w ramach międzynarodowej współpracy w tajnych projektach, tak żeby nas nie zalało (Burish), III wojny wszystkim się w sumie odechciało (Meier), a Czerwony Meteor doleci dopiero za 100 lat (oby) - tak też to może być i w kontekście tego typu opcji warto się zastanowić, czy chcemy naprawdę zmienić nasz system cichego załatwiania najtrudniejszych problemów przez 'globalnych katów - wolontariuszy' w demokracji działającej nie lepiej od wybielacza z reklamy, czy tylko dalej rzucać kamieniami w kordony Bogu ducha winnych policjantów, ochraniające spotkania cynicznych bywalców szczytów władzy. Wątpliwe bowiem, żeby ktokolwiek pozwolił nam zająć ich miejsce, widząc jak zgrywamy niewinnych "dobrych ludzi", a tak naprawdę pasuje nam brak władzy i wiążącej się z nią odpowiedzialności, umożliwiający niczym niezmącone żarliwe głoszenie szczytnych haseł, w które w dodatku się wierzy i zasypia spokojnie - choćby ich wdrożenie musiało zamienić losy ludzkości w już totalną jazdę bez trzymanki, jeśli faktycznie do końca nie można liczyć ani na żadne rychłe katastrofy, ani na cwane potwory z kosmosu. Wyobraźmy sobie, ile młodzieńczej paplaniny słychać za zamkniętymi drzwiami w ONZ, gdzie nawet Sarkozy przestaje się uśmiechać, skoro wykresy mówią same za siebie, a w Drugiej Siedzibie jeszcze pewnie Szarzy, jak to oni, pokazują klipy z przyszłości, na których tyle zapłakanych dzieci tuła się po dymiących zgliszczach, że przy tym kroniki z Kambodży to były filmy b.o. - ile tam, z dala od kamer telewizyjnych i mikrofonów, nawet sam Demostenes zdziałałby z linią argumentacji "tylko nie róbmy niczego niegrzecznego, bo to byłoby przecież nieładnie i wbrew przykazaniom, a Bóg i tak uratuje Ziemię, jakoś to będzie"..? Jak to możliwe, że ci Iluminaci czy inne takie grupy, z niejedną nieukaraną zbrodnią na koncie, nadal sobie sterują naszym światem nie niepokojone, choć już co najmniej od pół wieku powstają o ich działaniach niezależne filmy dokumentalne, książki i ludzie z krzeseł, bijąc brawo na konferencjach pełnych prawdy, słono okupionej odwagi i wolnych stanowisk dla kamer telewizyjnych? A kto by się tym zajął za nich - może politycy z naszego kraju, zawsze przedkładający ocenę historii nad widzimisię wyborców, skądinąd też światłych ludzi..? Może ta współczesna globalna sytuacja bierze się właśnie z tego zakłamania, że jako masy "dobrych" wolimy po prostu nie wiedzieć o tych ciężkich klimatach i nie mieć z nimi nic wspólnego - my to byśmy zmietli potężny przemysł farmaceutyków onkologicznych niczym kurz z regału i w każdym domu zwyczajnie dobudowali piętra dla pradziadków, finansując to z nadwyżek funduszy organizacji charytatywnych; a mieszkańcom Afryki posłalibyśmy paczki z nasionami sztucznych jadalnych roślin, które szybko rosną nawet na pustyni bez opadów - to nie żart, naprawdę coś takiego mają już od dawna, według źródła Icke'a, ale prędzej użyją raczej tego drugiego zestawu nasion, agresywnych warzyw i zbóż wyglądających jak normalne, lecz dających plony pozbawione jakichkolwiek wartości odżywczych, tak by ludzie nawet z pełnymi żołądkami nadal umierali z głodu. Ciekawe, ile dekad mieszkańcom Czarnego Lądu zajęłoby osiągnięcie populacji 10 miliardów i jak wpłynęłoby to na tamtejszy poziom życia, wyżywienia, dostępu do wody oraz podstawowej opieki medycznej, no i czy w tej sytuacji nie zaczęliby czasem emigrować po 20 mln do każdego ze 100 najbogatszych krajów świata... Więc siłą rzeczy tak to się chyba właśnie układa, że w gmachach globalnej biurokracji ściany wydają się sprzyjać osobom pozbawionym skrupułów, kształtowaniem wydarzeń zajmują się ci "źli" i choć też pewnie potem nieraz snują się zdołowani, to w sumie pewną taką jak gdyby siłą wyporu pozostają u sterów, bo choć rzadko wybitnie szlachetni z twarzy, przynajmniej nie głoszą na prawo i lewo, że trudne problemy nie istnieją, a 50 miliardów też brzmi fajnie i jakoś byśmy się pomieścili, tylko trzeba by przegnać te wszystkiemu winne, niegodziwe władze, coby już wszyscy mogli sobie żyć w słodkim świecie bez grzechu. Ja już nie wiem, chyba też się zapiszę do tych Iluminatów i będę z "demonami" chłeptał po podziemiach krew niewiniątek, a potem własne dzieci podłączał do prądu, żeby uczynić je silniejszymi (jak opowiadała Svali) - nie ma strachu, że się wyda, skoro informacje i zeznania byłych uczestników o tym wszystkim krążą już od dawna, na wideo, pod przysięgą, podparte zaginięciami - wszystko, co chcesz - no i jakoś nikt, dowiedziawszy się o tym, nie rozpowiada tego dalej wśród znajomych, zazwyczaj słusznie przypuszczając, że o niczym takim nie chcieliby słyszeć. Więc może to już tak musi być, potrwać jeszcze ze dwa wieki, zanim społeczeństwa nie dojrzeją do uczciwego zajęcia się na płaszczyźnie publicznego dyskursu problemami typu "nie ma, że boli, bo inaczej wszyscy jesteśmy utopieni"..? Czyli wrogiem, przeciwnikiem, przyczyną zła w naszym świecie nie byliby tak naprawdę ani ci Iluminaci, ani żadni inni 'sataniści' - tylko nasze własne powszechne, wygodne zakłamanie, naszych rodzin i znajomych, sąsiadów oraz ludzi mijanych na ulicy..? Totalna nieszczerość w wymiarach jednostkowym i grupowym, w żenującej symbiozie z bajeczkami religii i halucynacjami punktualnie serwowanymi co wieczór z telewizora? A może gdybyśmy byli tą dwudziestką pasażerów z rozbitego w Alpach samolotu, kanapki dawno by się skończyły, a ciała z kokpitu jeszcze nie zepsuły - tak samo też kilka osób "poszłoby coś upolować", podczas gdy reszta z mieszanymi uczuciami i rozbieganymi oczyma zajęłaby się zbieraniem chrustu, a żadne z dzieci nigdy o niczym nie dowiedziało; i mniej więcej tak samo zdaje się to wyglądać w naszym świecie w skali makro, niemalże optymalnie, jak można było stawić czoła zaistniałej sytuacji: faktycznie, po co dzieciakom opowiadać o tym wszystkim po szkołach - żeby potem na przerwach zamiast śmiać się albo bujać sobie w obłokach, jedno obok drugiego stały niczym zombie, ze spojrzeniami wolno szurającymi po asfalcie..? W takim razie zamiast świecenia z latarką po oknach piwnic starych zamków, może więcej sensu miałaby 'praca organiczna' nad bezkompromisowym przepytywaniem, w celu "zagnania w kozi róg", naszego świata wzajemnych sympatycznych złudzeń, niesionego na falach tej samej paplaniny, której nie sposób nie uświadczyć, zostawiając telewizor włączony na parę godzin albo otwierając gazetę i czytając głębokie myśli felietonistów? A może ludzie zwyczajnie wolą te iluzje od prawdy, może to nie nam pierwszym otwarły się oczy i patrząc po świecie wokół, musielibyśmy jeszcze tylko szczerze odpowiedzieć sobie na pytanie, czy tak na oko, to otaczają nas kolejne wcielenia dawnych rycerzy i walecznych dziewic, czy raczej hordy zawistników drepczących co tydzień do kościoła, po których trudno się spodziewać klasy, odwagi bądź szacunku dla prawdy większego niż ten, jakim darzą samych siebie..? Jeżeli jednak za współczesnymi zbrodniami kontroli populacji stoją tak naprawdę dobre intencje, tyle że trudne, skomplikowane i kontrowersyjne, niemożliwe do rozegrania w groteskowo zakłamanym dyskursie publicznym - to jakimi dobrymi intencjami wytłumaczyć fluoryzację wody pitnej, mimo protestów wciąż forsowaną w wielu krajach i od dekad stosowaną na terenie USA - choć już w latach 30-tych XX wieku wykazano szkodliwy wpływ floru na ludzki organizm, w szczególności mózg, co do czego zgadzały się największe ówczesne autorytety pokroju laureatów Nagrody Nobla, a przeprowadzone później testy porównawcze osób dorastających w różnych stanach USA wykazały, że picie takiej wody przez całe życie obniża iloraz inteligencji statystycznie o 20 punktów IQ..?

   Ale może to wszystko tylko jakieś czcze spekulacje o bzdurach rodem z teorii spiskowych. Spójrzmy na naszą rzeczywistość trzeźwo: jakie są szanse, że rodzina rządząca starym światem bezlitosnych arystokratycznych monarchii - ród Windsorów - i rodzina rządząca ostoją i gwarantem demokratycznego, wolnego świata - Bushów - będą ze sobą spokrewnione..? W naszym kraju nie widzi w tym nic podejrzanego plus minus żaden z tysiąca najbardziej renomowanych profesorów historii, filozofii czy politologii, suto opłacanych z podatków górników i rybaków w rewanżu za 'dorobek naukowy'; no ale co w tym dziwnego, skoro także według mediów, niezależnie i obiektywnie kontrolujących przecież uczciwość życia publicznego wzdłuż i wszerz, wszystko jest o.k. ..?

   Pewnie mało która, a może i żadna z osób dowiadujących się o niepokojąco przemilczanych sprawach, wypowiedziach i relacjach, wpadła na pomysł, aby w ośrodku kultury w swojej miejscowości założyć fanklub tych pradawnych hybryd galaktycznych ludzi z inteligentnymi kosmicznymi gadami - to znaczy nie w tym szerszym sensie, pod który my też byśmy podpadali, tylko pod kątem wyłącznie owych 'Werther's Original', 'stradivariusów', w prostej i czystej linii potomków pierwszych starożytnych królów, personifikujących lokalny planetarny pokój w największej wojnie pamiętanej przez gwiazdy historii i nienaruszonymi proporcjami swojego DNA oddających hołd morzu łez i wyrzeczeń własnych protoplastów, którzy zapewne niekoniecznie zakochiwali się też zawsze tylko w hybrydach ze szczytów arystokracji - nakazy bogów z takimi czy innymi głowami to jedno, a życie pisze własne historie, wiadomo jak to z bestiami i pięknymi... Ale oprócz tak oczywistego, że nie trzeba go w ogóle wysławiać, moralnego oburzenia i poczucia etycznej wyższości wynikających u nas z ich zwyczajów picia niewinnej ludzkiej krwi - które pewnie gdzieś za 10-15 lat w "Rozmowach w toku" na wyścigi będą wykrzykiwać i ze zgrozą wyrażać baby grube od skrzydełek maleńkich kurcząt zaszlachtowanych przez ślepe mechaniczne ostrza po krótkim życiu w ścisku bez dotknięcia prawdziwej ziemi, mamy ani promienia słonecznego światła - to w sumie jeszcze nie udowodniliśmy, że my, 85% ludzie, jesteśmy istotami lepszymi od tych 50-50 miksów - kto wie, może to właśnie te hybrydy robią ciekawsze origami i wymyślają śmieszniejsze kawały, rysują najbardziej wciągające komiksy i w ogóle są istotami bardziej "na poziomie" zarówno od nas, jak i od rasowych, 100% gadoidów, smoków czy jak ich tam zwał, tak zwał. Tymczasem dla zwykłych ludzi będą to pewnie po prostu wypisz-wymaluj potwory - dlatego może faktycznie lepiej nie opowiadać o tym w telewizji, bo zaraz by było: "Dali Zenek, chytej no za widły i jadymy do tej Lotaryngii, żeby już proboszcz nie brynczoł..."; nawet wrażliwi poeci pewnie raczej nie zaczną dedykować im tomików swoich wierszy; a miłośnicy kultury 'gothic', jak można się spodziewać, woleliby bez ogródek nazywać te osoby po prostu "wampirami", co brzmiałoby na dzień dobry wyraźnie pejoratywnie i szybko musiało stać się politycznie niepoprawne ze względu na nadmierne uwypuklanie naturalnych potrzeb fizjologicznych właściwych konkretnej rasie (choć w sumie są też takie domysły, że oni piją tę krew głównie po to, żeby się nie przemieniać w tę budzącą szok formę, enzymy z krwi ssaków po prostu utrzymują ich w ssaczej postaci; być może wbrew pozorom jakoś łączy się z tym wątek, że tę gadoidzią wersję siebie trzeba zazwyczaj aktywować właśnie poprzez picie krwi, inaczej pozostałoby się człowiekiem - tu by pasował motyw z legend pouczający o tym, że pijąc krew stajesz się wampirem). Patrząc na to tak z boku, oceniając ich sukcesy na arenie wieków jako program dowolny i jego wykonanie, to póki co trzeba przyznać, że radzą sobie doprawdy nie najgorzej - jest ich tak mało, a jednak to one z polotem nami sterują i od wieków żyją sobie wygodnie na salonach za nasz pot i znój, przy czym skonstruowały nam matriks prawie jak prawdziwy świat, tak trudno się zorientować nawet wielu ufologom pomimo mnóstwa materiałów krążących dziś już nie tylko po Internecie i dostępnych w każdej chwili - wciąż niełatwo stać się tak wewnętrznie pewnym co do ich istnienia i autentyczności tych wszystkich doniesień, przyjąć to za fakt, jakby to już była normalna sprawa typu "tak to jest..." W sumie dolina schodzi, kiedy się o tym myśli, że jest coś takiego, że "oni żyją" - ale z drugiej strony, czyż nie wyjaśnia się przynajmniej ta gnębiąca na pewno każdego zagadka, dlaczego ten nasz świat zawsze był i wciąż jest taki porypany, zryty i przykry, jak gdyby to jakieś dziwolągi napisały historię i nagryzmoliły również kontury współczesnej rzeczywistości, która tak naprawdę chyba nikomu ani przez moment tak całkiem się nie podobała..? Czemu to wszystko jest takie rozczarowujące, los człowieka niczym wypracowanie kompletnie nie na temat, akurat o taki krajobraz perspektyw przecież nigdy żadnemu dziecku nie chodziło, dlaczego przyjaciele i rodzina zawsze mówią do Ciebie zupełnie innym językiem, niż prezenterka z tv czy autor artykułu w gazecie, a Ty też przy obcych wylewnością zwykle nie grzeszysz, bo po prostu jakoś nie ufasz dalekiemu światu - czemu od zawsze naszym oczom ukazują się te dwa zupełnie różne plany, a w potocznej mowie robotników często spotyka się zupełnie nieobecne w słownikach szczególne znaczenie słowa "oni"..?

   Jedną z niewielu nie związanych z ufo osób, z jakimi przeprowadził wywiad Project Camelot, jest Benjamin Fulford, kanadyjski dziennikarz i pisarz, który w młodości m.in. pomieszkiwał z dzikimi w amazońskiej dżungli jako członek pierwotnego plemienia, a na stałe osiedlił się w Japonii, gdzie zaskarbił sobie wśród miejscowych taki szacunek, że pewnego razu w hotelu niezamaskowany ninja proponował mu nawet tekę ministra finansów Japonii i to ze słowami "wybieraj, albo życie"; potem jeszcze dzwonił z wiadomościami typu "no i masz, chłopie, jutro będzie trzęsienie w Niigata, Amerykanie użyją swojej maszyny" - i faktycznie następnego dnia doszło do dwóch trzęsień ziemi o identycznej sile 6,8 stopnia w skali Richtera pod największym japońskim reaktorem jądrowym; były minister finansów Japonii Heizo Takenaka powiedział Fulfordowi - który wcześniej publicznie oskarżył go o sprzeniewierzenie się racji stanu - że to ze względu na groźby używania tej broni musiał oddać międzynarodowym globalistom kontrolę nad systemem finansowym kraju). Według Fulforda oko na szczycie piramidy Iluminatów to około 10 000 najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi Zachodu, często o dobrych sercach i szlachetnych intencjach. Ale wynikła taka sprawa, że SARS to jest tak naprawdę ich broń biologiczna wymierzona w Azjatów na stłumienie efektów demograficznej eksplozji - a z kolei tam mają liczące 6 mln członków tajne stowarzyszenie "Czerwoni i zieloni", stanowiące podziemne przedłużenie armii, floty oraz biurokracji imperium Ming, z historii znane z akcji kalibru Powstania Bokserów, którego 4,2 mln obecnych członków to intelektualiści i ludzie nauki, a 1,8 mln to gangsterzy, w tym 100 000 zawodowych zabójców. Aby powstrzymać Iluminatów przed opanowaniem całej planety, nawiązali współpracę z Indiami, Rosją, Afryką, Ameryką Południową i Stowarzyszeniem Narodów Azji Płd.-Wschodniej (ASEAN); w XIX wieku opium handlowali u nich przybysze związani z ...sekretnym bractwem Skull & Bones - tak że ta wojna tajnych organizacji ciągnie się właściwie już od XIX wieku. Aktualnie, w odpowiedzi na zagrywkę z wirusem, wraz z innymi azjatyckimi tajnymi stowarzyszeniami - według tego samego źródła np. Yakuza to nic innego, jak zbrojne ramię cesarza, coś jak FBI i CIA w Kraju Kwitnącej Wiśni - właśnie za pośrednictwem Fulforda wystosowali do przywódców Iluminatów ultimatum, że jeżeli się nie uspokoją, to każdego z nich zlokalizują i zabiją, a mają po 600 asasynów na każdego. Poza tym wszystkie symulacje nieodmiennie pokazują, że USA nie są w stanie wygrać wojny jądrowej z Chinami - mimo, że mogą całkowicie zniszczyć ich powierzchnię, to Chiny wygrałyby po wprowadzeniu ludności pod ziemię, na co są przygotowane - a zatem w tym momencie Stany nie są już w stanie podbić całego świata, na Chińczykach zacięłaby się maszynka wojenna 'Gillette 8 Superufo', w którą przekształcono USA i wciąż ostrzy się ją budżetem wojskowym przekraczającym łączne wydatki na zbrojenia następnych 25 państw z czołówki w tej kategorii (np. dane za rok 2003: USA - 400 mld dol., Francja - 27 mld, Chiny - 14,5 mld; Phil Schneider mówił, że tajny budżet na podziemne bazy, latające spodki itp. jest w Ameryce jeszcze większy od oficjalnego i w roku 1994 wynosił ponad 500 miliardów dolarów - gość przez 17 lat budował pod ziemią dla USA/NATO/ONZ, tak że nie musiał nikogo pytać, co się właściwie dzieje). Według współcześnie promowanych w mediach autorytetów od interpretacji świata, powodem tej sytuacji jest fakt otoczenia Stanów Zjednoczonych przez bezlitosnych Kanadyjczyków i Meksykanów oraz pełne rekinów oceany, a poza tym ten demokratyczny i pokojowo nastawiony do świata kraj utrzymuje owe olbrzymie siły zbrojne w wielkodusznej intencji powstrzymywania skandalicznych inwazji na pola naftowe w rodzaju pamiętnego najazdu Iraku na Kuwejt oraz by zachować możliwość kontrataku na wypadek agresji ze strony np. afgańskich koczowników; według nieco bardziej niezależnych interpretacji, to w związku z tym wyłącznie w Stanach odbywa się owo zakrojone na szeroką skalę likwidowanie swobód obywatelskich pod pretekstem zagrożenia zamachami terrorystycznymi - aby zawczasu upodobnić kraj do jednej wielkiej odgórnie sterowanej armii, która ma być właśnie taką maszynką do podbijania świata, do użycia w razie potrzeby, gdyby komuś gdzieś za dużo się nie podobało - coś jak Rzesza XXI wieku, tyle że z arsenałem międzykontynentalnych rakiet z głowicami jądrowymi; zwykli Amerykanie nie będą mieli nic do powiedzenia, czyli coś jak teraz - ich kraj zgodnie z planem pójdzie na straty w związku z nieuniknionym odwetem nuklearnym ze strony Chin i Rosji; słyszy się nierzadko, że dla Iluminatów uwolnienie planety od ciężaru 4 mld ludzi to zachowawczy plan minimum - i tak za mało... Wracając na jedno zdanie do omówionego powyżej wywiadu z Alem Bielekiem: dzięki technologii programów Phoenix/Montauk już dekady temu 'elity' rządzące naszą planetą wybudowały sobie bazę-schronienie "na wszelki wypadek" w ...innej galaktyce - ale życzliwi Ziemianom obcy polecieli tam i całkowicie rozmontowali ową instalację, dając w ten sposób jasno do zrozumienia, żeby nasi wspaniali liderzy nie byli zbyt pewni siebie i raczej sobie nie kalkulowali, że w razie czego po prostu się stąd zawiną niczym kapitan-szuja z okrętu, który naprowadził na rafy; prawdopodobnie jednak mają chociaż te parę baraków na Księżycu i Marsie, wybudowanych z myślą nie tyle o ciekawych tajnych eksperymentach na żabkach i pelargoniach, co na okoliczność, gdyby na Ziemi "wszystko się pokićkało" i "porobiło", tzn. gdyby na planecie nie dało się już dłużej żyć np. w wyniku globalnego skażenia radioaktywnego - a może to zarazem jakaś awaryjna opcja ucieczki 'szlakiem ostatnich nazistów', choć na razie niestety nie uciekają, tylko wciąż dla naszego dobra nami rządzą, okłamując każdego od maleńkości i wychowując do życia w pokorze wobec teorii wciskanych jako potwierdzone naukowo i autorytetami setek tysięcy profesorów; tak wkręcają sugestię "wszystko już wiadomo, jak to jest: tak i tak - na pewno...", że potem, kiedy w środku szarego dnia znienacka zamajaczy Ci przed oczyma dziwna postać przed chwilą wydająca się normalnym człowiekiem, jak zresztą ponownie po paru sekundach - to zamykasz na moment oczy, kręcisz głową przykładając ręce do skroni i od razu zasadniczo masz pewność, że to z Tobą chwilowo coś było nie tak, coś Ci się wydawało, potem szybko zapominasz o tej prześmiesznej halucynacji, ewentualnie np. przestajesz pić - tymczasem nie był to żaden omam wzrokowy, tylko widok dobrze znany przodkom i normalna sprawa, zamaskowana systemem poglądów i przekonań tak odchylonych, żeby w ogóle do nich nie pasowała i w jej realność nie mógł z tego powodu uwierzyć ani żaden profesor, ani żaden kark-steryd, przynajmniej za pierwszym razem - a raczej mało kto widział coś takiego kilkakrotnie; w sumie o to akurat się nie gniewam, gdyż jako zmieniająca postać hybryda, wnuczek i dziadek innych hybryd, tak samo i zapewne słusznie obawiałbym się wymordowania całej rodziny przez wrażliwych ludzi pokroju systematycznych chrześcijan, a tylko z uwagi na to zagrożenie też przecież nie wchodziłbym od razu w sojusze obronne z pokręconymi gadzinami z kosmosu, bo co to za życie pod patronatem nieurodziwych demonów - tak chyba jeszcze musi być przez jakiś czas, dopóki społeczeństwa nie będą gotowe do zaakceptowania faktu istnienia tych niezwykłych istot-półludzi bez równoczesnego ubabrania sobie rąk w ich krwi (możliwe, że na niebiesko) - bo pewnie, że istnieją złe hybrydy, tak samo jak istnieją niegodziwi Ziemianie albo nikczemni Plejadianie, lecz nawet gadoidy nie są wszystkie "złe", więc co dopiero osoby zdolne do wyświetlania się w dwóch różnych postaciach, które całe życie wychowywały się na Ziemi i na pewno oglądały te same filmy, co reszta (a przynajmniej "Ostatniego smoka"); wiadomo, że każdy ma prawo zazdrościć im bogactwa i władzy, a może przede wszystkim wiedzy, tej przedpotopowej z gwiazd, dzięki której mają nad nami przewagę - ale czy wiele osób chciałoby się zamienić na takie leniwe życie w luksusie, przez które od początku do samego końca trzeba ukrywać, kim się naprawdę jest, uzupełniać dietę enzymami występującymi wyłącznie w ludzkiej krwi, żeby nie dostawać niekontrolowanych 'ataków przemiany', a przez sen i tak nie da się tego powstrzymywać i to dopiero musi być dolina, kiedy fajna nowo poznana laska wybiega roztrzęsiona jeszcze przed świtem - akurat tego przykładu nie wymyśliłem, tylko naprawdę był taki przypadek, że atrakcyjna pani po trzydziestce zgłosiła się do Davida Icke'a i opowiedziała mu, jak to przygodny partner we śnie diametralnie zmienił prezencję na podobieństwo opisywanych przez niego istot (gość pewnie w dalszym ciągu jest kawalerem - gdyby to ujawniono i publicznie wytłumaczono, może łatwiej byłoby mu znaleźć osobę, która potrafiłaby to zrozumieć i zaakceptować na zasadzie, że liczy się to, kim się jest, a nie czyim potomkiem w mniejszości na jakiej planecie - wyobraźmy sobie planetę hybryd i jak niebezpieczni wydawaliby się jej mieszkańcom ukrywający się pomiędzy nimi 100% ludzie, totalne dziwy natury czy wręcz "potwory" - to nie jest tak, że również według gadoidów my jesteśmy piękni, a one brzydkie: się rozumie, że to musi być odwrotnie, podobno według ich ortodoksyjnego 'betonu' jesteśmy wprost obrzydliwi i kto wie, czy nasi laureaci plebiscytów na najpiękniejszych nie mogliby w ich horrorach występować bez charakteryzacji); natomiast pewne podejrzenia i pretensje, ale tak w sumie na ślepo, "na wyczucie", bo póki co zupełnie nie potrafię tego zrozumieć ani rozwikłać, skąd to się bierze i w jaki właściwie sposób działa, jakby to można ewentualnie potem kiedyś z myślą o własnej korzyści zorganizować i wdrożyć na jakiejś podbijanej planecie np. krasnali z epoki drewnianych chat - mam odnośnie dziwacznego i w dostępny po wyjściu z domu prosty doświadczalny sposób weryfikowalnego mechanizmu naszej rzeczywistości, skłaniającego większość mieszkańców takiego czy innego miasta na jednym albo na drugim kontynencie do starania się przede wszystkim, aby wydawać się wszem i wobec kimś "normalnym", co osiąga się replikując w swoim życiu sposoby ubierania się, zachowywania i myślenia przedstawiane zewsząd jako właściwe, prawidłowe, rozsądne, inteligentne i "na poziomie", w odróżnieniu nie tylko od np. świadomości węszącej globalne spiski (zasługującej na wyśmiewanie i pełne szczerej troski pukanie się w czoło), nie tylko od postawy zaangażowanej w te czy inne sprawy globalnej współczesności (godnej ironicznych komentarzy, z litości wygłaszanych za plecami tonem kogoś, kto będzie potrafił skuteczniej pomóc temu światu, bo po prostu stać go intelektualnie na więcej - tylko najpierw musi zostać "tym kimś", żeby zacząć działać, wiadomo...), ale również w wyraźnym kontraście ze stylem 'myślącej sobie nie wiadomo co' osoby, która chodzi ostrzyżona na własną modłę i w kontekście własnego gustu i komfortu odziana w inne kolory czy materiały, niż to w danej dekadzie rzekomo wypada, zazwyczaj również myśli inaczej, niż telewizor, co do nie wiedzieć ilu kwestii, a może jeszcze - jakby tego wszystkiego było mało - raz po raz prezentuje odwagę nieszablonowego działania w wymiarach zwykłych codziennych spraw, tak jakby naprawdę można było żyć własnym życiem, dało się być jako takim sobą i nie czapkować wciąż ogłaszanym niby z niewidzialnych jeżdżących po mieście megafonów zasadom "korzystania z wolności"; w sumie trudno tak kopać leżącego i jeszcze także o to 'prawo reakcji na odwagę' oskarżać grupy ukrytych manipulacji, może to pójście na łatwiznę zamiast sięgnięcia po książkę z półki "Socjobiologia" - ale to jednak trochę podejrzane, że aż z taką gorliwością i wściekłością tchórze pospołu ruszają na Ciebie i w nagonce jednoczą się przeciw Tobie w okamgnieniu, gdy tylko publicznie uronisz kropelkę swojej odwagi, choćby z dna dwulitrowego kufla swego nieprzeciętnego tchórzostwa, w który zaglądałaś/eś częściej i znasz ten widok lepiej, niż ktokolwiek inny - ale jednak sugerując w ten sposób, że faktycznie możliwe byłoby wyłamanie się z narzucanych nam foremek i psychicznych rozkładów jazdy, że to mogłoby nie równać się wcale byciu kimś chorym, złym ani nienormalnym, że każdy mógłby tak sobie żyć, gdyby nie brakowało mu tego czegoś, nad czym zastanawianie się tak bardzo go denerwuje; może ta sprawa z czasem wyjaśni się w jakichś następnych przekazach od kosmitów - czy na planetach wolnych od obcych ingerencji również wykształcały się aż tak przykre zasady wzajemnego odbioru jednostek ludzkich w społeczeństwie, czy też jednak to by się wszystko poukładało inaczej, gdyby sprawy szły sobie naturalnym torem, gdyby nasza rzeczywistość nie była z ukrycia modyfikowana; zastanawiające jest przy tym chociażby to, że to właśnie te osoby 'normalne', które własnego mózgu używają tylko po kryjomu w testach "na sucho", a "na żywo" robią i mówią jedynie to, co się im sugeruje jako normalne i odpowiednie - to właśnie one są wiecznie rozeźlone, nieszczęśliwe i skore do wybuchania gniewem, złością, agresją, podczas gdy osoby wedle 'ich' przekonań 'szurnięte', mimo szkalowania, wyśmiewania i zaczepiania, przeważnie dziwnym trafem są z siebie ponadprzeciętnie zadowolone i znacznie rzadziej zdarza im się wyładowywać swoje frustracje na innych, tak jakby w ogóle mniej ich w sobie nosiły - co by sugerowało, że jednak to całe poczucie bezpieczeństwa i zadowolenie z bycia osobą uznawaną za normalną, a tym samym nienarażoną na złośliwe komentarze czy szyderstwa, jest mniej warte i "słabiej kopie" niż satysfakcja z bycia prawdziwym/ą sobą i życia własnym życiem, nawet taka dostępna jedynie w pakiecie z atakami osób wiecznie czujących potrzebę udowadniania, że nie są żadnymi tchórzami, to tylko inni są nienormalni i przesadzają, kiedy nie robią tego co inni, tylko to, na co mają ochotę, nie naśladują lecz żyją wedle własnego przepisu.

   Według oświadczenia dr Carol Rosin w roku 1974 umierający na raka profesor Wernher von Braun powiedział jej, że już wtedy mogliśmy mieć pokój z wszystkimi kulturami pozaziemskimi - ale pokój, prawda, wolność itp. to są hasła, które dobrze wyglądają na papierze, np. w tekście przemówienia, a nie kiedy faktycznie żyjesz sobie 24h na dobę jako superbogacz, robiąc niewiele poza oszukiwaniem i okradaniem tłumów, przy czym historyczna utrata uprzywilejowanej pozycji przez środowisko, z którego się wywodzisz, byłaby obrazą wielowiekowej rodzinnej tradycji, równoznaczną z utratą przez twoje dzieci korzystnej szansy, którą tobie rodzice jakoś jednak potrafili sprezentować; przy okazji jeszcze na pewno wypłynęłyby zakrzepłe brudy z przeszłości i ambaras gotowy - chwila moment, a zaczęłoby się oczernianie w gazetach i ciąganie po sądach, a kto wie, może nawet konfiskaty majątków; no i po co, skoro wszystko mogło zostać po staremu..?

   Tam daleko w kosmosie, na tych wysoko rozwiniętych planetach innych Ludzi, gdzie mieszkańcy mają prawo do prawdy i autentyczną wolność, której nie przeczą tysiące faktów ani nie poddają w wątpliwość setki okoliczności - jak to jest, kiedy ktoś rzuca hasło: "ej, uwaga, chyba nasza planeta jest manipulowana przez jakieś przebiegłe stwory, spotkałem wielu świadków": momentalnie wybucha śmiech, czy raczej jest to na wszelki wypadek, choćby pod kątem przyszłych pokoleń, ze spokojem sprawdzane i wyjaśniane, w każdym razie naświetlane i publicznie omawiane, żeby nikt się nie martwił i bez zakładania, że ludzie to istoty tak inteligentne, że nawet mistrzowie galaktyki w ściemnianiu nie byliby w stanie wpuścić ich w maliny..? Ale może to dla naszego dobra władze demokratycznych krajów mają z ONZ prikaz, aby milczeć na ten temat - a tylko głupi Plejadianie i Drakonianie nie umieli na swoich planetach podobnie ukryć prawdy przed mieszkańcami i teraz nie dość, że wiedzą o niezliczonych formach życia występujących w kosmosie, to jeszcze rozbijają się po gwiazdach olbrzymimi pojazdami - zamiast jak my wierzyć, że prawdopodobnie są sami, jedyną cywilizacją we wszechświecie, i spokojnie sobie czekać, aż ktoś przyleci ich uprawiać, wiek za wiekiem pomimo niezliczonych wpadek, pozostających bez konsekwencji dzięki umiejętnemu wykorzystywaniu znajomości psychiki przedstawicieli danego gatunku w punkcie "prawie mam odwagę mieć na jakikolwiek temat pogląd inny, niż mówi się, że wszyscy go podzielają; w ogóle prawie mam odwagę, widać to na każdym kroku i pod każdym kątem, zresztą przecież codziennie od nowa to udowadniam".

   W przygotowaniu również podstrona z informacjami kompletnie niepotwierdzonymi, które jednak wcale nie muszą okazać się zmyślonymi tylko dlatego, że ich źródła pozostają głęboko anonimowe lub natykamy się na nie na witrynach internetowych redagowanych przez zagubione lodołamacze ufologii pod banderą dr Jana Pająka - którego zresztą i tak chyba wypadałoby szanować i poważać bardziej, niż jakikolwiek z czołowych 'autorytetów' naszego krajowego masowego obiegu medialnego czy naukowego, skoro z tematem i przesłaniem swojej publicznej działalności orbituje on mimo wszystko bliżej prawdy, choć wyraźnie przesadza z kolei w drugą stronę (oskarżając ufo np. o zniszczenie World Trade Center czy spowodowanie zawalenia się dachu hali w Katowicach poprzez złośliwe zahaczenie o niego spodkiem, a także o wszystkie kłopoty z własnym komputerem i w ogóle wszelakie niedogodności życia codziennego, jakie nieustannie Go trapią - według moich domysłów pan doktor niepotrzebnie za bardzo sieje panikę i to dlatego los rzuca mu kłody pod nogi na zasadzie "oko za oko, Johnny"). Otóż na przykład podobno kiedy Szarzy albo jeszcze ciekawsi z wyglądu kontrahenci władz czołowych 'demokratycznych' krajów porywają Cię na spodek i prezentują Ci Twojego klona, który wygląda dokładnie tak, jak Ty, identico - to jeżeli się w tym momencie przerazisz, już nie wracasz, bo Cię podmieniają, żeby sobie odtąd manipulować np. założonym przez Ciebie kółkiem różańcowym, albo bo po prostu robią taki test pod kątem przyszłego stosowania tego rodzaju sztuczek - to była finalna weryfikacja, bo przecież Ty to najlepiej wiesz, czy dany sobowtór jest do Ciebie podobny, czy nie; a jeżeli się nie przestraszysz, to odstawiają Cię z powrotem na powierzchnię i pracują dalej nad mumią, robią nową kopię albo kto wie, może wręcz zarzucają cały plan odnośnie Twej widocznie niebanalnej do skopiowania osoby - w każdym razie, dla niezorientowanych, literatura medyczna i sądowa z wielu poprzednich wieków pełna jest przypadków, kiedy nawet żyjący od wielu lat w zgodzie szanowani małżonkowie nagle popełniali morderstwa jedno na drugim i nie zdradzając innych oznak niepoczytalności(?) do końca zawsze twierdzili i ze spokojem to opisywali, a nawet przelewali na papier własnymi słowami, że np. "wyglądał jak on, poruszał się jak on, mówił jak on - ale to nie był on, wiem to na pewno, to nie był mój Mąż"; w związku z powstawaniem bazy wiedzy o meandrach ludzkiej psychiki okazało się, że jest tyle przypadków, że nawet nadano tej chorobie osobną nazwę - do dziś pewnie zdarzają się zachorowania(?); z tym, że w dzisiejszych czasach już nie tak łatwo o pewność, kto Ci sklonował sąsiada - przynajmniej Amerykanie mają tę technologię co najmniej od połowy lat 80-tych, w końcu parę patentów jednak wysępili za tych wszystkich zaginionych bez śladu. A tu w powyższych akapitach, gdzie nieraz padają określenia "podobno", "słyszy się", "według innych źródeł" - to nie dlatego, że te wszystkie źródła są takie anonimowe, tylko po prostu większość filmów obejrzałem jak dotąd tylko raz, często z kręgosłupem już zbyt zmęczonym, żeby dalej robić notatki - a wiadomo, że wszystkiego się nie spamięta... Teraz też nie za bardzo mam czas to wszystko namierzać i uściślać po wyszukiwarkach, bo i tak już prawie straciłem pracę wskutek poświęcania swojego "prime time'u" niniejszej witrynce; przynajmniej nie muszę już tyrać - dzięki, ufo... Właśnie to mi się tak podoba w tym utrzymywaniu wszystkiego w tajemnicy przed ludzkością - że miliony ludzi zamiast sobie pracować, śmiać się i bawić, albo chociaż oglądać o tych kolorowych głębinowych rybkach - ślęczą nad tymi samymi zeznaniami, poszlakami i fotografiami, własnym sumptem co roku tworzą setki z założenia niedochodowych filmów i dziesiątki tysięcy witryn internetowych (jak nie więcej), wszyscy nawzajem duplikują swoją pracę, kosztem życia każdego z osobna, często najlepszych lat - bo dla dobra ludzkości władze wszystkich krajów mają ukrywać najbardziej interesujący na świecie temat ufo w atmosferze spowitej zbrodniami, morderczymi pomysłami, przerażającymi relacjami i podejrzanym milczeniem połączonym z przygotowywaniem wszystkich już w szkole do wyśmiewania prawdy i wykluczania z dyskursu publicznego osób dających jej świadectwo - tak jakby można było przypuszczać, że taka sytuacja i tego rodzaju stan rzeczy nikogo nie zaniepokoją, nie wywołają paniki o solidnych fundamentach na gruncie faktów - na pewno...

 

   Robiłem, co mogłem, ale najwyraźniej te wersje jednak są niezgodne - od Billy'ego Meiera i ta o hybrydach/gadoidach. Relacja Meiera z kontaktu nr 443 z 17 lutego 2007 r. - j. ang. - zawiera opis książek Davida Icke'a jako naciąganych bzdur do nabijania kabzy, a także drwiny z koncepcji istnienia stworów zmieniających postać; również książka 'Jana van Helsinga' (wł. Jan Udo Holey) zostaje scharakteryzowana jako wymysły, teoria konspiracji i taka sama paranoja dla ludzi, którzy w ogóle żyją złudzeniami i fantazjami, w swoim świecie - więc dziwne by było, gdyby wierzyli w prawdę, w normalne rzeczy i prozaiczne wyjaśnienia. Inne kontrowersyjne informacje z domniemanych kontaktów Szwajcara - j. ang. - o ile to konkretne internetowe źródło na jego temat jest w ogóle wiarygodne: Iluminaci to sekta europejska, nie o znaczeniu globalnym, które jest rozdmuchiwane; doniesienia dot. Nowego Porządku Świata i negatywnego wpływu genetycznie zmodyfikowanej żywności są znacznie przesadzone i pesymistycznie wyolbrzymione; eksperyment Filadelfia to mistyfikacja; przekazywane niemieckim naukowcom przez Plejaran plany prototypowych latających spodków odnalezione po dwóch-trzech dekadach odbiły się echem w dziedzinie ...projektowania pokryw od kontenerów (sprawa dotyczy słynnej afery, kiedy ktoś opublikował zdjęcie spodka autorstwa Meiera i wykazał uderzające podobieństwo podstawy pojazdu do pokrywy pojemnika na śmieci z jego farmy; linia obrony zwolenników Meiera w takich przypadkach głosi, że dyskusyjne zdjęcia to analizy podróbek lub materiałów faktycznie rozprowadzanych przez ich organizację - FIGU - ale niepostrzeżenie podmienionych kto wie kiedy przez tajne służby); po Meierze i odlocie Plejaran żaden człowiek przez prawie 800 lat nie doświadczy świadomego kontaktu z jakąkolwiek wyższą formą życia; poprzednie wcielenia Meiera to m.in. prorocy Eliasz i Izajasz, Immanuel oraz Mahomet, a obecnie Billy jest skazany na samotność z racji bycia najbardziej rozwiniętą duszą na Ziemi; jego pierwsza książka była najważniejsza, jaką kiedykolwiek napisał ziemski człowiek, a z kolei ostatnia jest najważniejsza w całej misji. W kontekście nokautująco niewiarygodnego wydźwięku tych informacji uczciwie byłoby jednak przypomnieć okoliczność, że wielu mieszkańców pobliskich wiosek w szwajcarskich górach zarzeka się, że faktycznie widziało spodki nieraz - o członkach wspomnianej grupy i rodziny samego B.M. nie wspominając, choć np. była żona przez pewien czas mówiła też o konstruowaniu przez męża modeli w celu fabrykowania fotografii, co potem znowu odwołała. Oprócz tego w sieci można znaleźć opracowanie z trudnym do oszacowania powodzeniem starające się wykazać, że wszelkie astronomiczne i naukowe przepowiednie Meiera były już gdzieś opublikowane, zanim zawarł je w swoich relacjach z rzekomych kontaktów. Istnieje też hipoteza, że Szwajcar jest w rzeczywistości marionetką Iluminatów - w jej kontekście dałoby się pogodzić obecność latających talerzy nad jego domem z przeplataniem przekazu fałszywymi nićmi. Jednak z drugiej strony np. Michaela Horna spotkała taka sytuacja, że spożywał posiłek w kafejce na odludziu gdzieś na południu Stanów, wynikła pogawędka z pewnym jegomościem w podeszłym wieku, który okazał się emerytowanym oficerem sił powietrznych USA i ni z tego, ni z owego zapytał a'propos ufo, czy rozmówca orientuje się może w notatkach z kontaktów Billy'ego Meiera, bo w wojsku czytali je skrupulatnie jako najlepszy dostępny materiał w temacie kosmitów. Można to sobie tak wytłumaczyć, że w wojsku i tajnych projektach też ich ściemniają, że ten Billy Meier to autentyczny przypadek, aby za pomocą rzekomego przekazu z gwiazd manipulować nimi tak samo, jak resztą, kołować na dystans od prawdy; ale inny gość, budowlaniec - milioner, który do wszystkiego doszedł sam od pucybuta, a z wyglądu polski emigrant i po prostu uczciwy człowiek, na kongresie ufologicznym wystąpił przed kamerami z krótką opowieścią, że po tym, jak zasponsorował organizację Meiera, wybrał się kiedyś w odwiedziny do jego domu/ich siedziby, ale bez zapowiedzi i po prostu go nie wpuścili, choć dobijał się i wykłócał, że przecież wyłożył na nich kupę siana; rozczarowany i rozeźlony wrócił do hotelu, gdzie rankiem następnego dnia ktoś zapukał do drzwi i wręczył mu kartkę zawierającą wedle jego słów opis 'faktów z całego życia, o których oprócz mnie nie wiedział nikt na świecie'. Może najrozsądniej byłoby wypróbowywać te informacje od Plejaran we własnym codziennym życiu - choć prawdziwość wielu z nich też jeszcze niczego nie przesądzi i nie udowodni wiarygodności całości przekazu z owego źródła. Nierzadko spotyka się też przypuszczenia, że Billy Meier "zaczynał" jako prawdziwy kontaktowiec, a po odlocie Plejaran w latach 90-tych "wziął sprawy we własne ręce", przystępując do świadomego lub nie dorabiania autorskich wkrętów i mądrości - zresztą utrzymuje on, że kontakty fizyczne już dawno ustały, a nadal trwają jedynie sporadyczne telepatyczne (i jednocześnie odmawia reszcie ludzkości zdolności do jakiegokolwiek channelingu). Jeśli B.M. jednak mówi prawdę, to porwania przez obcych stanowią ludzki spisek i machinację współorganizowaną od lat 20-tych XX wieku przez rozmaite międzynarodowe grupy interesów, m.in. finansjery i przemysłu zbrojeniowego, władz i sekciarzy od końca świata oraz ponownego nadejścia Mesjasza - którym zależy na wywołaniu w ludziach strachu przed mieszkańcami kosmosu i niechęci do nich. Kryształowe czaszki to dzieło niemieckich szlifierzy diamentów z początków XIX wieku, a gość, który je zamówił, pojechał potem podłożyć je do świątyń Majów, aby tam mogły zostać 'odkryte'. Pierwsze lądowanie Amerykanów na Księżycu sfingowano w celu wzbudzenia respektu Rosjan, potem lądowali już naprawdę; o mistyfikacji wiedziało tylko 37 osób, wobec astronautów użyto narkotyków i hipnozy, wszyscy 4 hipnotyzerzy wkrótce zmarli, podobnie jak wiele innych osób z tego projektu - "dla dobra kraju" oczywiście. Tą samą techniką należałoby też pewnie (to już moje domysły) tłumaczyć zeznania Ala Bieleka czy Stewarta Swerdlowa - że ktoś zaimpregnował im sztuczne wspomnienia, pewnie tak samo jak Alexowi Collierowi, by działając w najlepszej wierze, zaczęli opowiadać o tych gadoidach, hybrydach i niesamowitych możliwościach amerykańskich sił zbrojnych, wynikających z posiadania niezliczonych pozaziemskich technologii. Tak że teraz już nie wiadomo, w co wierzyć - no dobra, to nie wierzymy ani w Drakonian, ani w Billy'ego Meiera, tylko zostawiamy sobie info od Phila Schneidera o Szarych z moralnością dr Mengele - ale chyba jednak i tak coś w tym musi być, w jednym albo drugim z właśnie odrzuconych przez nas krajobrazów wiadomości, bo to jest tak interesujące, która wersja jest bliżej prawdy, że powinni to cały czas analizować i próbować rozstrzygać w rozlicznych magazynach oraz wieczornych programach publicystycznych, w weekendowych dodatkach do poczytnych dzienników i radiowych audycjach na ciekawe tematy - gdzieś w tym musi siedzieć jakiś prawdziwy dynamit, skoro całe to pole zagadnień jest tak nienaturalnie wyciszone i schowane, że 4 na 5 laureatów Nobla nie ma pewnie zielonego pojęcia o niczym z tego kręgów tematów, ani w ogóle że taki krąg tematów istnieje. Tak że nie znamy prawdy, ale być może kiedyś już mieliśmy ją przed oczyma; w każdym razie raczej mamy prawo przypuszczać, że ktoś coś przed nami ukrywa - jednak ruiny i piramidy na Marsie chyba same się nie zrobiły, ani spodki na malowidłach ze średniowiecza nie pojawiły się, ponieważ akurat w ten sposób smoła kapała z sufitów; tę piramidę odkrytą na dnie oceanu u wybrzeży Japonii ktoś musiał wybudować w epoce "kamienia łupanego", a hieroglify w świątyni w Abydos to też raczej nie był bezmyślnie odpadający tynk, tylko dzieło osoby całkiem nieźle zorientowanej w odległej przyszłości; fakt posiadania przez starożytne ludy wiedzy astronomicznej na poziomie możliwości teleskopów z lat 80-tych XX wieku zasługuje na badanie i wyjaśnianie, a nie na lekceważenie i udawanie, że jest się poważnym naukowcem. Do tego zeznania astronautów, wojskowych, inżynierów, policjantów, polityków, zwykłych ludzi, nagrania wideo z myśliwców, promów kosmicznych i domowych kamer, fotografie z wieków XIX, XX i XXI - coś tu nad nami lata i to od dawna, a zatem bez wątpienia mamy do czynienia z ważną sprawą - a że nie wiemy, jak to jest dokładnie, to przynajmniej oznaka, że nie popadliśmy jeszcze w żadne dogmaty. Może za 50 lat dalej nikt nie będzie znał prawdy; wtedy zresztą byłoby już jak gdyby "po zabawie" i życie stałoby się pewnie dużo nudniejsze, mniej tajemnicze i fascynujące, zapraszające do odgadywania niczym w przygodę nie gorszą niż z filmu. Póki co, kto spotka Billy'ego Meiera, może go zapytać, skąd w takim razie na całym świecie wzięło się aż tyle legend o smokach i wężo-bogach (nie tylko w Chinach i Tajlandii, ale także w mitach starożytnej Grecji oraz Skandynawii, Egiptu i Peru, Azteków oraz Indian Ameryki Północnej - żeby wymienić tylko te przypomniane na jednym filmiku z YouTube, skądinąd próbującym tłumaczyć wszystkie tego typu posążki przodków w 'racjonalny' sposób). A kto spotka Davida Icke'a, może do następnej książki podrzucić mu historyjkę, której pewnie jeszcze nie zna: o Wzgórzu Wawelskim w Krakowie, gdzie według nienaukowych ustaleń i relacji przodków, na dole mieszkał smok, a na górze - król...

   Gdyby ludzie wiedzieli, że Ziemianie skatalogowali już dziesiątki ras obcych, że zestrzelono setki spodków, a i tak wciąż latają nad nami co dnia - że wiele gwiazd w naszej galaktyce jest okrążanych przez planety, na których rozwija się życie - to czy przypadkiem nie zapytaliby z czasem, już tak na spokojnie, po wybrzmieniu pierwszego szoku: zaraz, zaraz - a ci kosmici to tak nagle sobie teraz latają wte i wewte, a wcześniej przez kilkadziesiąt czy kilkaset wieków nie umieli odszukać naszej planety, albo wtedy brakowało im paliwa - czy też po prostu trzeba będzie raczej poodnajdywać ich ślady w naszej historii i prehistorii, muszą istnieć jakieś tropy, coś na pewno zostało i ówcześni ludzie zauważyli..? Obecnie z teorii o hybrydach śmieje się większość osób, które np. zetkną się na YouTube z filmikami o tej tematyce, nie wierzą w to ani przez chwilę; a jak byłoby, gdyby oficjalnie ogłoszono, że ufo to prawda, że tego jest pełno i zawsze tak było..?

   Po osiemdziesiątce trudno jest zarywać laski, a bez tego życie pewnie nie ma już takiego blasku, powabu, uroku etc. - nic więc dziwnego, że każdy kolejny rok przynosi coraz bardziej konkretne wypowiedzi następnych emerytowanych pracowników NASA - jakby się umówili, że teraz jeden po drugim przestają być narodowymi bohaterami-legendami i wypróbują sobie dla odmiany, jak to jest być takim zwariowanym dziadkiem opowiadającym jakieś bzdury o ufo i bajeczki o kosmitach. Kolejny przypadek to Clark C. McClelland - operator promów kosmicznych ze stażem 34 lat przepracowanych w NASA. W roku 2008 zelektryzował on niezależne media pisemnym oświadczeniem, że pewnego razu w pracy zdarzyło mu się przez 67 sekund obserwować na monitorze mierzącą około 2,5 metra wzrostu istotę pozaziemskiego pochodzenia w cienkim skafandrze i o sylwetce nie odbiegającej od ludzkiej, gdy sporo gestykulowała stojąc pomiędzy dwoma astronautami pracującymi na zewnątrz promu kosmicznego, orbitującego wokół Ziemi w towarzystwie również widocznego obcego pojazdu; inny pracownik centrum kontroli lotów im. Kennedy'ego na Florydzie miał mu potem zdradzić, że tę samą istotę widział wewnątrz promu. Według McClellanda NASA nie jest agencją cywilną, ale całkowicie kontrolowaną przez Pentagon; w pewnym wywiadzie dopowiedział, że w świetle jego wiedzy władze wszystkich wysoko rozwiniętych państw wiedzą o tym, że Ziemia jest i zawsze była odwiedzana przez przybyszów z kosmosu, którzy prawdopodobnie mieli coś wspólnego w ogóle z powstaniem naszej rasy. Być może nietrafnie przypuszczam, że powyższa informacja/sprawa mogłaby kogokolwiek zainteresować, skoro poza setkami witryn internetowych z kręgów wyznawców teorii spiskowych, nie została ona w ogóle podjęta przez krajowe, europejskie ani światowe telewizje, najlepsze radia ani najpoważniejsze dzienniki czy najbardziej prestiżowe magazyny, które w tym czasie zajmowały się tematami rangi meandrów emocjonalności Carli Bruni bądź problemów okresu dojrzewania członków brytyjskiej rodziny królewskiej. Przecież wiadomo i tak uczą w szkole, że współcześnie media nareszcie podają najlepsze i najważniejsze informacje na bieżąco, na gorąco, obiektywnie i w najpełniejszym możliwym spektrum - a najwyraźniej to tylko ze mną jest coś nie tak, skoro dziwi i niepokoi mnie, że wypowiedź 6-tego człowieka na Księżycu dr Edgara Mitchella stwierdzająca, że rząd USA od dekad ukrywa przed opinią publiczną obecność obcych na Ziemi oraz swoje konszachty z nimi, jest omawiana na wielkich internetowych portalach przez jeden dzień, podczas gdy prywatne komplikacje w życiu Paris Hilton są ze szczegółami relacjonowane i komentowane przez miesiąc; może jednak z tym światem wszystko jest w porządku i mógłbym sobie dać spokój z tą stronką..?

 

   Według jednego z pierwszych badaczy gadoidów Johna Rhodesa zwalanie na te istoty winy za wszystko to wygodne, a dość mało naukowe podejście; tym bardziej tendencja do obarczania ich rzekomych pół-reprezentantów odpowiedzialnością za wszelkie problemy geopolityczne - te stwory żyją sobie głęboko pod ziemią być może od zarania naszej cywilizacji, a że niektóre z nich nadal są prymitywne, mięsożerne i dużo polują - to tak jak ludzie. Jeszcze inną, nie mniej ciekawą koncepcję proponuje niejaki Marshall Vian Summers (link do pliku .wvx - w razie komplikacji nagranie w innych formatach można odnaleźć na niniejszej ciekawej stronce [wszystko w j. ang.]) - według niego żyjemy w gęsto zaludnionym rejonie kosmosu, gdzie wszyscy ze sobą handlują, a jeżeli ktoś kogoś zaatakuje, to od razu każdy występuje przeciwko niemu; z tym, że faktycznie istnieją rozmaite grupy krętaczy, które kombinują również u nas, jako że zamieszkujemy planetę w pozytywnym sensie niezwykłą - ale oni mogą nas przejąć tylko na tej zasadzie, że my do pewnego stopnia jakby o to poprosimy, sami będziemy tego chcieli, w każdym razie by tak to mniej więcej wyglądało na oko dalekich gwiazd i żebyśmy otwarcie przeciw nim nie występowali.

   Tymczasem według Stewarta Swerdlowa ci Drakonianie jednak nie zasypują u nas gruszek w popiele, a ściśle lub luźno powiązane z nimi grupy kontrolują m.in. naszą żywność oraz globalną papkę medialną, za pomocą której utrzymują nas w stanie "skotłowania". Inne info od Stewarta z wywiadu radiowego dla 'Coast to Coast' z 13 czerwca 2007 roku:

   Początek (pierwsze trzy części na YouTube): jego zwerbowanie za młodu do pracy dla służb stanowiło wyraz chęci upewnienia się przez amerykańskie władze co do lojalności jego osoby wobec kraju - w związku z rodzinnymi okolicznościami polegającymi na tym, że wuj jego ojca imieniem Jacow był pierwszym prezydentem ZSRR [patrz Świerdłowsk alias Jekaterinburg], jego dziadek w latach 30-tych próbował rozkręcać partię komunistyczną w samych Stanach, a babcia była po prostu ...sowieckim szpiegiem podczas II wojny światowej - niezła rodzinka): nasz Księżyc to pusty w środku naturalny obiekt eony lat temu przerobiony przez gadoidy na bazę-przyczółek do kolonizacji Ziemi - to dlatego zawsze ukazuje nam tę samą stronę, to nie tylko jakiś dziwny zbieg okoliczności. Generalnie dane dotyczące prehistorii naszego układu planetarnego zgodne z wersją Alexa Colliera (niestety..! przy okazji anegdota: według relacji A. Colliera, zanim stał się rozpoznawalny, podszedł kiedyś do Richarda Hoaglanda po jego wykładzie i zapytał prosto z mostu, dlaczego nie powie ludziom, że Księżyc jest obcą bazą - a odpowiedź brzmiała: "Nie jestem na to gotów..." - Collier wyraża wobec Hoaglanda pretensje o to, że wstrzymuje on pewne informacje, jak widać dosyć istotne czy wręcz kluczowe). Relacja Stewarta Swerdlowa na bazie wiadomości, które zostały mu przekazane podczas 13 lat jego pracy w tajnych projektach, głownie w programie Montauk: gadoidy z konstelacji Smoka (ang. 'Draco') czują się zobowiązane do eksterminacji lub podporządkowywania sobie innych form życia, ponieważ z pewnych względów uważają się za byty stanowiące możliwie najdoskonalsze uosobienie boskości i natury wszechświata - nie mają płci, tzn. są obydwiema płciami w jednym ciele, a ich DNA w ogóle nie zmienia się przez ery, w całkowitym przeciwieństwie do np. ludzkiego czy szerzej ssaczego, które nieustannie przystosowuje się do nowych warunków. Wenus była lodową kometą z rodzaju preferowanych przez gadoidy pocisków, za pomocą której próbowały one rozprawić się z pradawnymi koloniami ludzi w Układzie Słonecznym, tzn. z bazami uchodźców z zaatakowanych przez nie wcześniej planet w kolebce wszystkich ludzi, konstelacji Lutni (ang. 'Lirae') - tych uciekinierów sobie potem tropiły po kosmosie, a ściślej mówiąc po licznych kolonizowanych przez nich systemach planetarnych, m.in. właśnie naszym. Ziemia była wówczas drugą planetą od Słońca, z powierzchnią pokrytą wodą i dość płynną atmosferą. Pomiędzy Marsem a Jowiszem istniała wtedy jeszcze dużo większa od Ziemi planeta Muldek (rozmiaru ok. wypadkowej właśnie pomiędzy Marsem a Jowiszem) - to tam i na Marsie znajdowały się kolonie owych uchodźców wojennych. Planeta ta nie wytrzymała połączonego oddziaływania grawitacyjnego Jowisza i przechodzącej obok komety-pocisku, rozpadając się na pas asteroid, księżyce Jowisza oraz księżyce i pierścienie Saturna; przejście komety spowodowało również zmianę osi rotacji Urana, który po dziś dzień jest jedyną znaną planetą obracającą się z północy na południe, a nie ze wschodu na zachód jak reszta. Mijając Marsa kometa pozbawiła go większej części atmosfery oraz oceanów, po czym zakręciła Ziemią, inicjując tworzenie się czap lodowych na biegunach naszej planety, której miejsce na orbicie następnie zajęła jako druga planeta od Słońca - a w jego promieniach lód szybko się stopił i wyparował, skutkując pokryciem całej Wenus niezliczonymi warstwami chmur, spowijającymi ją do dnia dzisiejszego. Nibru, znana również jako Marduk, to sztuczny obiekt o eliptycznej orbicie kontrolowany przez inną rasę gadoidów (Annunaki), nie pochodzącą z konstelacji Smoka i nastawioną do tamtejszych reptilian ...wrogo, tzn. rywalizującą z nimi o lokalne terytorium - tj. 'nasz' kawałeczek kosmosu, w którym podobno od zawsze i chyba na zawsze jesteśmy sami. W Montauk w ramach indoktrynacji wpajano pracownikom, że to właśnie od nich zależą dalsze losy naszego gatunku, że ludzie rozpatrywani jako masy nie są jeszcze dostatecznie dojrzali, aby pokierować planetą, że prędko zniszczyliby świat bezpowrotnie, gdyby po prostu zostawić ich samym sobie i pozwolić działać - a 'New World Order' stawia sobie za cel właśnie zapewnienie przetrwania gatunku oraz zachowanie jako takiego środowiska dla następnych pokoleń.

   Czwarta część wywiadu: pierwsze kolonie na Ziemi były ośrodkami gadoidów - dlatego po dziś dzień postrzegają one ludzi jako ...obcych najeźdźców. Około 800 tys. lat temu, przy użyciu zaawansowanych technologii pochodzących z macierzystych światów, stworzyły na terenach dzisiejszego Pacyfiku imperium znane z mitów jako Mu albo Lemuria - był to wówczas duży kontynent, na którym powstały olbrzymie miasta i trwały przez millenia. Tymczasem ludziom z Marsa - którzy po przejściu komety-Wenus musieli przenieść się na wewnętrzną powierzchnię - zaczęło się tam robić na tyle ciasno, że przylecieli na Ziemię, gdzie osiedlili się na terenach dzisiejszego Atlantyku, tworząc kulturę znaną z legend pod nazwą Atlantydy. Niestety tak się składa, że ludzie i gadoidy mają odmienne potrzeby środowiskowe, z którego to powodu zazwyczaj nie po drodze im, żeby razem mieszkać na tym samym terenie. Atlantydzi wybili dinozaury jako bydło reptilian, to nie był żaden meteor; następnie przy użyciu technologii geomagnetycznej spowodowali zatonięcie kontynentu Lemurii, z którego pozostały dziś Hawaje, Japonia, Filipiny, Tajwan, Indonezja, Australia, Nowa Zelandia, Wyspy Południowego Pacyfiku oraz zachodnia część kalifornijskiego uskoku San Andreas. Niedobitki z Mu - według przekazywanych w Montauk szacunków ok. 3 mln - zeszły pod ziemię, dając początek nieprzyjemnym legendom o demonach i piekle; rozmnażają się na drodze cyklu partogenezy, nie potrzebują do tego partnerów. Atlantydzi sami również bynajmniej nie byli aniołkami i nie chcielibyśmy mieć ich za sąsiadów: krzyżowali ludzi, z czym tylko się dało, m.in. z insektami, delfinami - porobili np. syreny, sasquatche i yeti; autyzm to pamiątka w genach po poważnych krzyżówkach z delfinami, to prawie coś jak delfin w ciele człowieka. Następnie Atlantydzi sami doświadczyli trzech kataklizmów i z ich kontynentu ponad poziom morza wystają dziś już tylko Azory, Kanary, Karaiby, Bermudy oraz ...Montauk Point na Long Island.

   Kolejna część wywiadu: niedobitki Atlantydów kręciły się potem wokół okolic takich jak Egipt, Grecja czy obydwie Ameryki. Po kilku tysiącach lat od upadku kultury Atlantydy gadoidy postanowiły upomnieć się o powierzchnię, ale w międzyczasie ludzie tak bardzo odzwyczaili się już od ich widoku, że aby nie wzbudzać swoim wyglądem przerażenia, musiały stworzyć program genetycznej hybrydyzacji i przyjąć taktykę cichego wymieszania się z ludzką populacją; było to zarazem odkurzenie starego projektu jeszcze z okresu prób ustanowienia pokoju pomiędzy Atlantydą a Lemurią, kiedy próbowano przypieczętować go stworzeniem istot będących w połowie ludźmi, a w połowie gadoidami. Obecnie pod powierzchnią w dalszym ciągu trwają bitwy pomiędzy reptilianami a ludźmi dowodzonymi przez sekretne światowe władze - przypadkowe ofiary nierzadko są omawiane w mediach, ale jako ofiary tragicznych wypadków górniczych - szczególnie w Chinach, choć sporo dzieje się także np. pod pustynią Mojave w Stanach. Wiele latających spodków nie przybywa z kosmosu, tylko spod ziemi; sporo z nich to także pojazdy Ziemian - obydwie strony konfliktu dysponują zaawansowanymi technologiami. Obecnie jedynie 4-5 obcych cywilizacji ma nasze przyzwolenie, żeby odwiedzać Ziemię; przed laty gości było więcej - zanim władze nie zaczęły tak ściśle kontrolować wszystkiego w tym temacie. Trudno powiedzieć, czy właściwie prowadzimy teraz z tymi gadoidami wojnę, czy z nimi współpracujemy - Iluminaci zasadniczo są potomkami oryginalnych hybryd, którzy jednak w swoich zamiarach i ideologii odbiegli nieco od celu, w jakim ich przodkowie zostali stworzeni. Zmienianie postaci to fakt, dotyczy wyłącznie osób o idealnych proporcjach genomu 50% na 50% ludzkiego z gadoidzim. Forma fizyczna zależy wówczas od pierwiastka przeważającego w duszy - osoby z akcentem na gadoidzi by dłużej i "bez migotania" utrzymywać się "wywrócone na ludzką stronę", np. pod kątem wystąpień publicznych, muszą sobie wstrzykiwać ludzkie hormony lub spożywać krew albo narządy; ze zbliżonych powodów często zdarza się, że amerykańscy liderzy polityczni nagle trafiają do szpitali, gdzie poddawani są laserowym zabiegom dotyczącym skóry - zmiany na niej stanowią następstwo dużej liczby transformacji fizycznych, w wyniku których skóra jak gdyby "traci pamięć" czy też "wpada w konfuzję" odnośnie formy, w jakiej się aktualnie znajduje. Rasowe gadoidy z konstelacji Draco dzielą się na siedem kast, które nie kojarzą się między sobą - obowiązuje ścisła hierarchia; stąd pewnie te 7 olbrzymich kopuł na Wenus, sfotografowanych przez radziecką sondę w latach 80-tych po przebiciu się przez warstwę chmur, zanim zniszczył ją żar - czarno-białe zdjęcie do obejrzenia pod koniec tego fragmentu na YouTube; oczywiście według ekspertów z NASA są to naturalne formacje.

   Kolejna część: w DNA Ziemian zachowało się sporo wątków związanych z przedstarożytnymi krzyżówkami ze zwierzętami - czasami widać to gołym okiem, kiedy np. przychodzą na świat dzieci z ogonkami albo błoną pomiędzy palcami rąk lub stóp. Niektóre gadoidy z gwiazdozbioru Smoka rzeczywiście mają rogi - najczęściej te agresywne, należące do klasy wojowników, ustępujące przedstawicielom elity wzrostem - rządzą u nich takie bardzo wysokie, z ogonami i niebieskimi oczami, o białej skórze, niekiedy dysponujące również skrzydłami. Twarze gadoidów są ogólnie podobne do ludzkich: również mają oczy, nosy i usta, tylko bardziej wydatne uzębienie i wysuniętą do przodu masywniejszą szczękę - no i łuski, ale nie takie wielkie i twarde jak u krokodyli; najbardziej inne są ich oczy - jak gdyby kocie, z pionowymi źrenicami. Niektóre 100% gadoidy czasami noszą na nadgarstkach urządzenia generujące wokół nich hologramy ludzkich postaci - np. te pracujące w Montauk takie miały, żeby nie wzbudzać przerażenia wszystkich wokół. Wszystkie 13 iluminackich 'rodzin panujących' wywodzi się z programu hybrydyzacji ze starożytnego Sumeru; określenie 'błękitna krew' wzięło się z tego, że gadoidy mają we krwi sporo miedzi, która utlenia się na kolor niebieski i takie też nadaje krwi zabarwienie. Podróżowanie w czasie jest mniej skomplikowane, niż ludziom się wydaje, ponieważ każdy punkt w czasoprzestrzeni ma unikatową wibrację i wystarczy się do niej dostroić, aby samoczynnie pojawiło się połączenie; w sferze ciała astralnego można podróżować w czasie nawet bez korzystania z maszyny. Istnieją rzeczywistości, w których gadoidy nigdy nie przybyły na Ziemię, jak również takie, gdzie Niemcy wygrały wojnę i podbiły świat, albo w których Atlantyda wciąż trwa; tak w ogóle to istnieje nieskończenie wiele rzeczywistości powiązanych z tą samą przestrzenią fizyczną - wszystko, o czym jesteśmy w stanie pomyśleć i sobie to wyobrazić, każdy wariant i możliwość gdzieś istnieją - ale nie widzimy ich, ponieważ trwają one jak gdyby 'na innych częstotliwościach', coś jak w odbiorniku radiowym 'są' różne stacje na rozmaitych pasmach. Wszystkie myśli mają kolory i tony. Faktyczne władze "kropelka po kropelce" ujawniają opinii publicznej informacje wskazujące na obecność obcych na Ziemi, a na końcu otwarcie wyjadą z gadoidami - jako naszymi zbawcami podczas sfingowanej inwazji obcych; następnie gadoidy oświadczą, że to one zbudowały tu pierwsze kolonie, że są częścią nas, a my częścią nich... Jednak Iluminaci już od dawna nie chcą być tylko koniem trojańskim gadoidów i planują raczej stworzyć własne galaktyczne imperium z Ziemią jako główną bazą. Według wiedzy Stewarta wcale nie zamierzają redukować populacji, lecz przesiedlić jej część na księżyce Jowisza, którego próbują rozpalić, by zaimprowizować tam mini-układ planetarny - ma się to odbywać po roku 2010; nie po to przez wieki pozwolili namnożyć się takim rzeszom rasy niewolników - czyli nas, zwykłych ludzi alias "słabych hybryd" - by teraz nie wykorzystać tej olbrzymiej siły roboczej. Wszyscy ludzie na Ziemi są do pewnego stopnia hybrydami, ale zazwyczaj mają tylko 10-15% gadoidziego DNA, co jednak wyraźnie widać po obojnaczo-gadzim zarodku w pierwszych tygodniach oraz po architekturze mózgu, gadzim układzie limfatycznym i łuszczącej się skórze.

   Następna część: podczas sztucznej inwazji obcych wykorzystane zostaną osiągnięcia programu "Blue Beam" testowanego od wczesnych lat 60-tych, kiedy amerykańska łódź podwodna wyświetlała nad portem w Hawanie hologram Maryi Dziewicy; niedawno na radarze lotniska w Sydney zaobserwowano meteor, a jego upadek i eksplozję widziało wiele osób - jednak wezwane na miejsce służby ratownicze nie znalazły ani jednego nadpalonego źdźbła trawy, gdyż w rzeczywistości nie było żadnego meteorytu - to był tylko kolejny test tej technologii; planują również drugie nadejście Chrystusa, który ...poprze utworzenie Jednego Światowego Rządu - który zresztą i tak już mamy, ale dopiero w obliczu inwazji obcych ludzie sami będą się domagali, by wszystkie państwa się zjednoczyły i będzie można ujawnić to szerokiej publiczności. Brytyjska królowa-matka po śmierci "wywinęła się" na gadoidzią stronę i dlatego trumna była taka duża, jakby to Shaq w niej leżał; dowiedzieli się o tym niektórzy amerykańscy oraz brytyjscy reporterzy, ale nie wolno im tego upubliczniać. Wielu znanych liderów politycznych jest hybrydami, ale w skali globalnej nie stanowią większości; na hybrydy można się natknąć we wszystkich warstwach społeczeństwa - one wszędzie chcą mieć swoich 'ludzi'.

   Następny fragment wywiadu: liczne osoby z jawnych kręgów władzy oraz górnych poziomów piramidki Iluminatów również są potomkami pradawnych genetycznych majstersztyków, ale mają ponad połowę ludzkiego DNA i nie doświadczają przemian postaci. 13 'rodzin panujących' walczy również między sobą o całkowitą kontrolę nad planetą - obecnie w tej rozgrywce najbardziej liczą się Windsorowie (mają Wlk. Brytanię, Amerykę Płn. oraz Australię), Rotszyldowie (Europa kontynentalna, Afryka i część Azji) oraz Romanowowie (kraje byłego ZSRR); większość owych rodów wywodzi się i w dalszym ciągu operuje ze Starego Kontynentu. Każdy człowiek na Ziemi ma już w głowie taką czy inną formę programowania, ok. 5% jest zaprogramowanych szczególnie głęboko na zaawansowane funkcje typu "szaleni snajperzy".

   Kolejna część: gadoidy czczą istoty niematerialne egzystujące na tzw. niższych poziomach astralnych, skąd manipulują sobie światami materialnymi, całymi społeczeństwami, jak również poszczególnymi jednostkami - do tego rodzaju aktywności należałoby odnosić przypadki tzw. 'opętań'; zresztą ludzie na przestrzeni wieków zwykli byli byty te nazywać właśnie 'demonicznymi'; ale jak napisano już w Biblii: "Szatan ma tylko tyle mocy, ile Bóg mu użyczy". Gadoidy także mają duszę, lecz jakby bardziej zbiorową, posiadają mentalność ula - podobnie chciałyby przerobić Ziemian. Po śmierci początkowo doświadcza się tego, czego się dany człowiek przez całe życie spodziewał, ale następnie trafia się zawsze do hiperprzestrzeni, gdzie "wyższe Ja" analizuje życie i decyduje, dokąd teraz należałoby się udać, na jaką planetę itp.

   Następna część: wiele znikających dzieci ginie jako rytualne ofiary podczas obrzędów. Iluminaci kontrolują system satelitów, za pomocą którego mogą nadawać określone częstotliwości bezpośrednio do mózgu dowolnej osoby - w związku z tym mikroczipy-radiotransmitery powszczepiane w ludzi już w sumie nie są im potrzebne, chyba że jako system awaryjny. Odbierane przez mózg częstotliwości modyfikujące sposób myślenia i działania przy użyciu obecnej technologii można nadawać także za pomocą telewizji, radia, a nawet domowych przewodów elektrycznych; przeważnie robi się to, kiedy ludzie śpią, ponieważ wtedy "najlepiej wchodzi"; celem tych działań jest transformacja ludzi w posłuszne roboty, które nie zadają pytań, tylko robią, co się im powie; nie ma już potrzeby porywania w celu programowania przy użyciu starych, drastycznych metod a'la dr Mengele - choć niekiedy jeszcze się to zdarza, a ofiary często koniec końców lądują w szpitalach psychiatrycznych lub w więzieniach. Owo 97% 'bezsensownego' kodu w naszym DNA zawsze umożliwia nam łączność z 'boskim duchem', choćby wpajano nam co innego i faszerowano nas, czym się dało - tego jednego nie mogą zmienić. Kręgi w zbożu to dzieło ludzi z tajnych projektów, sekwencja skomplikowanych "zastrzyków energetycznych" w Ziemię, powodujących zmiany genetyczne w istotach żyjących w danej okolicy na powierzchni, a nawet pod nią.

   Przedostatnia część: znane ze sceny politycznej USA osoby, które co jakiś czas muszą poddawać się zabiegom kosmetyczno-dermatologicznym, to np. wiceprezydent Cheney albo prezydent Bush. Współczesne nauki takie jak historia czy archeologia są kontrolowane przez władze przynajmniej w wymiarze informacji serwowanych opinii publicznej - Stewart spotkał np. jegomościa starszej daty z Tennessee, który opowiedział mu, że w latach 20-tych mieli w szkole publicznej podręcznik z opisem pierwszego lotu admirała Byrda nad biegunem północnym, podczas którego odnalazł on otwór stanowiący wejście do wnętrza Ziemi, a w środku zobaczył lasy oraz tropikalne owoce; pewnego dnia w szkole zjawili się panowie z Waszyngtonu i zabrali wszystkie podręczniki, dając w zamian nowe, w których już tego nie było. Człowiek-ćma, który w pewnej okolicy w USA pojawiał się na tyle często, że mieszkańcy w końcu postawili mu pomnik - to nie był gadoid, lecz stworzenie zbiegłe z podziemnej bazy na terenie Zachodniej Wirginii - robią mnóstwo takich krzyżówek w ramach eksperymentów, tak że wbrew temu, co ludzie myślą, pieniądze z podatków jednak się nie marnują; takie istoty fachowo nazywa się "chimerami". Ziemia owszem jest pusta w środku (jak każda normalna planeta, co jest wynikiem działania siły odśrodkowej podczas stygnięcia w wirowaniu), a wewnętrzna powierzchnia również jest zamieszkana - z tą różnicą, że oni wiedzą o naszym istnieniu (przyp. red. - jasne jest, że gdyby to ujawniono, cały system kłamstw runąłby dosłownie niczym domek z kart, skoro nagle okazałoby się, że obcy jednak istnieją, że nasza historia wyglądała zupełnie inaczej, że cały czas bez żenady nas okłamują itd.)

   Ostatni fragment wywiadu: Plejadianie istnieją i faktycznie wywodzą się z uchodźców z konstelacji Lutni, zamieszkiwany przez nich obecnie układ planetarny jest młodszy nawet od naszego - ale wiele krążących w obiegu informacji o nich to sponsorowane przez ziemskie władze przekłamania obliczone na odwrócenie i rozproszenie uwagi; Stewart napomina, że ludzie często gniewają się, kiedy o tym mówi - i nie podaje konkretnie, o jakie źródła chodzi, tzn. które dezinformują. Na zakończenie jeszcze prawdziwa srebrna kula do strzelb sceptyków, czyli informacja z kategorii 'skrajnie trudne do uwierzenia': według Stewarta opowieści o hybrydach to prawda, mity o syrenach to też prawda, no i prawdziwe są również legendy o ...wilkołakach - były(?) to krzyżówki DNA ludzkiego i wilczego, stanowiące oczywiście dzieło genialnych Atlantydów; w tym temacie istnieje wiele doskonale udokumentowanych przypadków, zwłaszcza z Europy Zachodniej, szczególnie z Francji i Wlk. Brytanii - ostatnie z lat 60-tych i 70-tych XX wieku; brak info o jakimkolwiek znaczeniu pełni Księżyca - to raczej analogiczne hybrydy, jak te z gadoidami, tyle że człowiek przemienia się w inną bestię (przyp. red.: ciekawe, skąd w ogóle wzięło się to słowo "potwór", skądinąd zdaje się w większej części złożone ze sylaby 'twór' - no i w ogóle, skąd się biorą te wszystkie 'dobre wróżki' oraz inne funkcjonujące od wieków określenia rzekomo oznaczające coś, czego w ogóle nie ma i nigdy nie było, bo to by przecież kompletnie nie pasowało do przyjętej historii czy teorii ewolucji; albo dlaczego na rozmaitych wysepkach i kontynentach przodkowie różnych ras przez tysiące lat identycznie roili sobie, że składanie darów lub krwawych ofiar jakimś istotom, w realność egzystencji których wierzyli na tyle serio, że z mozołem budowali im pomniki - może zaowocować zmianą pogody wedle próśb; ale kiedyś ludzie byli głupi - dobrze, że chociaż dzisiaj są już mądrzy i czasem nie łączą tego może z rysunkami latających spodków z pradawnych malowideł lub ścian prehistorycznych jaskiń).

   Inne, nieuporządkowane info z powyższego wywiadu: gadoidy są absolutnie pewne słuszności tego, co robią - one też mają sprane mózgi, totalnie zaprogramowane świadomości, w ich społeczeństwach wszystkie jednostki są tego samego zdania. 97% DNA istot wszystkich ziemskich gatunków jest identyczne, naukowcy nazywają je "śmieciowym" - zdaniem Stewarta wygląda to raczej na dowód istnienia Duszy Boga, która to wszystko stworzyła. Jeżeli aktywujemy w sobie choćby część tego genomu lub zaczniemy wykorzystywać leżące jak na razie odłogiem 90% mózgu, to będziemy w stanie dokonywać 'niesamowitych' rzeczy. Mózg jest tylko narzędziem, to dusza jest potęgą; wszechświat odbija nasze myśli niczym zwierciadło - w sensie wydarzeń, które nas spotykają. I jeszcze istotna informacja z zapisu wideo warsztatów prowadzonych przez pana Swerdlowa, stanowiąca odpowiedź na pytanie, dlaczego nikt nie wytacza Davidowi Icke procesów o zniesławienie: jeżeli ktoś obawia się procesów, ma taki wzorzec myślowy - to będzie te procesy miał; a jeśli nie, to nie ma szans, bo tak działa rzeczywistość - życie to coś jak film, a myśli człowieka to byłby w tej metaforze projektor. Pod adresem www.expansions.com znajduje się anglojęzyczna strona Stewarta, gdzie można przesyłać mu maile z pytaniami - jak wspomniał w powyższym wywiadzie, w zwykłe dni otrzymuje ich około 200 dziennie, ale na wszystkie odpowiada; osobiście tylko co do tego za bardzo mu nie wierzę, a poza tym odbieram/odczuwam go jako pierwszorzędnie wiarygodne źródło informacji, nie gorsze od Phila Schneidera czy Ala Bieleka (z którymi zresztą łączy go wyraźna nić potwierdzania rzetelności i wiarygodności: dziwna śmierć -> Schneider -> Bielek -> Swerdlow); choć rzecz jasna przedstawiana przezeń wersja wydarzeń jeszcze dziś jawi mi się jako dość fantastyczna, niemniej jednak wygląda na to, że to chyba właśnie jest prawda, skoro w jej perspektywie w końcu zaczynają się ze sobą zgadzać różne wątki niezależnego obiegu informacyjnego, w większości zresztą jak gdyby równo oddalone pewną taką 'odległością do uwierzenia' od przekonań sumiennie wpajanych nam przez instytucje i agencje państwowe oraz koncesjonowane media; poza tym wersja ta zwyczajnie mocno trzyma się kupy, a pasują do niej również liczne 'niewyjaśnione zagadki', legendy oraz 'dziwne zbiegi okoliczności'; no i jest po prostu przekonująca, tzn. nie wiem i trochę wątpię, czy w powyższym streszczeniu, ale na pewno, kiedy on sam o tym mówi spokojnym głosem kogoś, kto to wszystko naprawdę przeżył i widział na własne oczy - o czym co jakiś czas przypomina, gdy spotyka się z niedowierzaniem. Z tym, że jak zwykł mawiać nestor wiedzy alternatywnej Jordan Maxwell (co prawda jeszcze przed 'wypłynięciem' Swerdlowa) - "gdy badasz te ukrywane tematy i już ci się zdaje, że znasz prawdę, że wszystko w końcu do siebie pasuje - to znaczy, że gdzieś popełniłeś błąd ...i musisz się cofnąć".

   Następny wywiad Stewarta dla 'C2C': (cz.1) programowanie ludzi odbywa się z wykorzystaniem technologii pochodzących od obcych (cz.2) rząd Kanady ostatnio zezwolił obywatelom swojego kraju na pozywanie CIA i NSA do sądu za skutki programowania - trochę to dziwne, skoro coś takiego nie istnieje; symptomami programowania są np. częste bóle głowy, dziwaczne koszmary, problemy z oczami - np. po ikonach medialnych typu niektórych gwiazd pop widać, że jedno oko mają większe od drugiego, co również stanowi charakterystyczną oznakę; najlepszy niewolnik to taki, który nie wie, że jest niewolnikiem; programowanie polega na wgrywaniu wzorców myślenia; cukier biały to jedna z najgorszych rzeczy, jaką można wpuścić do swojego organizmu (cz.3) plany sztucznej inwazji obcych powstały 40 lat temu, wiele obserwacji ufo na przestrzeni dekad to część tego projektu; ofiary uprowadzeń w głębokiej hipnozie przypominają sobie obecność ludzi, często w mundurach; najpierw zamierzają wytworzyć w masach przekonanie, że kosmici istnieją - stąd odbieranie zastanawiających sygnałów itp.; potem będą holograficzne projekcje ich statków oraz ustawiony kontakt - 'spotkanie' (cz.4) wytworzenie społeczeństwa ludzi o mentalności robotów to będzie 'game over', a właśnie to dzieje się teraz; najpierw będzie sfingowana inwazja kosmitów, dopiero potem drugie nadejście Jezusa i nowa religia dla całego świata - Watykan już oświadczył, że filozofia New Age jest o.k. i ma swoje miejsce; działające na podświadomość sekwencje bywają umieszczane we współczesnej muzyce, wiele innych impulsów dosięgnie Cię wszędzie, gdzie pójdziesz i dokądkolwiek nie wyjedziesz (cz.5) jakieś obiekty przesuwają się w pasie Kuipera w sposób wskazujący na inteligentne sterowanie, a wywiady całego świata nie wiedzą, co to jest - istnieje możliwość przyspieszonego odpalenia sztucznej inwazji kosmitów w celu skonsolidowania struktur władzy przed prawdziwą inwazją, tym bardziej jeśli to ci "dobrzy"; kalendarz Majów to sprawa Majów i ich historii, zdaniem Stewarta władze mogą coś zaaranżować w 2012 r., żeby się sprawdziło i więcej ludzi uwierzyło w New Age - choć w wyniku apogeum aktywności Słońca faktycznie będą ruchy geotektoniczne oraz zakłócenia łączności; Nowy Orlean to jeden z głównych ośrodków rytualnych obrzędów Iluminatów, a Katrina była sztucznym huraganem umyślnie tam skierowanym jako część globalnego rytualnego poświęcenia z myślą o uzyskaniu pewnych energii w określonych miejscach (cz.6) pewna pani sejsmolog trzy lata wcześniej przepowiedziała zamachy terrorystyczne w Nowym Jorku, z rocznym wyprzedzeniem huragan w Nowym Orleanie, a teraz mówi, że nastąpi zniszczenie Los Angeles; w konstelacji Plejad jest 7 gwiazd, a przy każdej z nich trwa cywilizacja, więc mówienie o Plejadianach to coś jak mówienie o Europejczykach; sporo żołnierzy 'zaginionych w akcji' (M.I.A.) np. w Wietnamie trafiło do ośrodków, gdzie wojsko jak zwykle na nich testowało techniki programowania; w hierarchii gadoidów z systemu Draco istnieje nawet klasa ...filozofów (cz.7) stracony Saddam był prawdopodobnie sobowtórem, ale zaprogramowanym aby myśleć, że jest oryginałem - np. blizna nad okiem zniknęła mu w jeden dzień, poza tym prawdziwy nie siedziałby miesiącami w dziurze po dekadach życia w luksusie, według przyjaciół Swerdlowa z Iraku, którzy go znali osobiście; Osama też nie wiadomo, czy żyje, ale istnieje jako produkt propagandowy i nigdy go "nie złapią" (cz.8) żeby się z tego wszystkiego jako tako osobiście wyzwolić, przede wszystkim trzeba pozbyć się sztucznych wkrętek w siebie, stanowiących efekty programowania (cz.9) do zaawansowanego programowania zawsze dodają osobowość samobójczą - na wypadek wystąpienia komplikacji; iracka armia mimo indoktrynacji pod kątem fanatycznej walki do ostatniej kropli krwi, poddawała się w efekcie emitowania programowania z helikopterów; to, co zapowiadali im w Montauk, wszystko się teraz po dekadach faktycznie dzieje i sprawdza (cz.10) w obliczu niesprzyjającego im czynnika pozaziemskiego, Iluminaci spieszą się i popełniają błędy, a przy tym nadal walczą między sobą; jednak nadszedł krytyczny czas i zostało 'nam' go już niewiele, żeby coś z tym zrobić, tzn. przeciwstawić się temu, co się dzieje - ale właśnie tak jesteśmy programowani, żeby nic nie robić, "nie schizować", tylko śmiać się i bawić (cz.11) znany to fakt, że sowieci bombardowali amerykańską ambasadę mikrofalami zakłócającymi pracę komputerów oraz ...umysłów; na początku 'drugiego nadejścia Chrystusa' odbędzie się porównawczy test DNA z całunem turyńskim; bliźniacza instalacja systemu HAARP na Alasce istnieje również na północy Norwegii, jest też 11 innych ośrodków na całym świecie, a ich przeznaczenie polega nie tylko na kontroli pogody, lecz również na wpływaniu na określone sekwencje w ludzkim DNA, poza tym tworzą w jonosferze izolacyjną osłonę przed kosmosem, która jest w znacznej mierze odpowiedzialna za współczesne sztormy oraz burze elektromagnetyczne; osoby z rodzin Iluminatów także podlegają programowaniu, tylko że nieco innemu, na członków elity - dla nich programowanie to coś jak styl życia (cz.12) potem Iluminaci nie mają wątpliwości, że czynią dobrze; ich rody posiadają zasadniczo wszystkie zasoby naturalne Ziemi; apatia i ignorancja w codziennym wykonaniu tzw. 'zwykłych ludzi' to nie przypadek, tylko właśnie efekt programowania.

   Przedstawiony powyżej krajobraz faktów bardzo różni się od wersji wpajanej nam po szkołach i uniwersytetach, telewizorach i książkach, etc. itd. Czy zatem na tej podstawie rozsądnie i racjonalnie będzie uznać, że to muszą być tylko jakieś brednie i wymysły..? Aby to nieco wyjaśnić, spójrzmy na osiągnięcia dziennikarzy i profesorów w dochodzeniu do prawdy w tematach takich jak 11 września czy istnienie w ogóle jakiegokolwiek ufo bądź choćby jednej fotografii latającego spodka - jak im poszło, czy wykazali się niezależnością i nieustępliwością, czy też raczej odrażającą gotowością do powtarzania kłamstw w żywe oczy w zamian za możliwość jeżdżenia dobrymi samochodami i chodzenia z dumnym wyrazem twarzy pośród gratulacji i oklasków..? A więc możemy im ufać, czy chyba nie warto, nie ma sensu, bo to tylko jacyś parszywi zdrajcy-sprzedawczyki, a w najlepszym razie zbyt pewne siebie przygłupy lub może i sympatyczne osoby, które jednak popełniły poważny błąd polegający na wzięciu ogromnych kredytów ze spłatą rozpisaną na wiele lat, a w związku z tym teraz w sumie nie mogą już sobie nawet we własnej głowie pozwolić na myślenie w jakichkolwiek kierunkach grożących opuszczeniem dobrze płatnych kręgów 'naukowych' czy też 'niezależnego dziennikarstwa'..? Nie wiem, to dla mnie zbyt trudna zagadka - tu musiałby chyba pojawić się jakiś Sherlock Holmes albo Herkules Poirot, ewentualnie Kojak czy porucznik Columbo, żeby to nieco rozwikłać i z grubsza naszkicować sytuację.

   Różne informacje z witryny internetowej S. Swerdlowa, z działu pytań i odpowiedzi: impulsy ELF emitowane przez satelity blokuje jedynie granit; osoby z czynnikiem Rh- we krwi mają nieco więcej gadoidziego DNA od tych z Rh+; jeśli chodzi o rasy, najwięcej reptiliańskiego DNA posiada rasa żółta; ludzie z ponadprzeciętnymi zdolnościami psychicznymi rodzili się zawsze, a współczesne określenie "dzieci Indygo" to coś w rodzaju akcji propagandowej, w której chodzi o to, aby rodzice zgłaszali takie dzieci i w ten sposób dawali władzom (tj. Iluminatom) znać, gdzie ich szukać pod kątem naboru uczestników do nowych "ciekawych projektów"; w astrologii coś jest, tyle że na odwrót: to nie ludzie są poddani wpływom pozycji i ruchów ciał niebieskich, ale sami na nie wpływają, podobnie jak na całą rzeczywistość - swoimi indywidualnymi i zbiorowymi wzorcami myślenia, które zasadniczo generują i kształtują wszystko wokół; obydwie wyspy Nowej Zelandii są zagrożone katastrofalnymi trzęsieniami ziemi oraz erupcjami wulkanów, a władze ukrywają wiele wstrząsów sejsmicznych z tego regionu; najpotężniejszą agencją wywiadowczą świata jest Mossad i ma dłuższe macki, niż to się ludziom wydaje; program radiowy 'C2C' przypuszczalnie będzie teraz promował Nową Światową Religię; nasze DNA zmienia się według naszych wzorców myślenia; 4 I 09: na zachodnim wybrzeżu USA można się wkrótce spodziewać poważniejszego trzęsienia ziemi; nowo mianowany dyrektor przodującej placówki badawczej Centrum Astrofizyki Cząsteczkowej Fermilab prof. Craig Hogan oświadczył, że wyniki eksperymentu GEO600 zdają się potwierdzać hipotezę, że nasz wszechświat jest gigantycznym hologramem.

 

 

   Z ciekawszych osób jest jeszcze taki gościu, a właściwie mistrz Reiki, znany jako Brianstalin - jak gdyby uparł się on, że pochodzące od niego informacje będą najbardziej na świecie "nie do uwierzenia", nawet dla doświadczonych ufologów i długoletnich eksploratorów ezoterycznych tradycji, a opowieści Billy'ego Meiera czy rewelacje Ala Bieleka będą się przy nich wydawały wyrachowanymi matactwami misternie skonstruowanymi pod kątem uzyskania maksymalnej wiarygodności w odbiorze tłumów. Nawet jego nauczyciele Reiki nie dali wiary owym informacjom, a po ich samodzielnym sprawdzeniu uprzedzili go, że upublicznianie tych danych to może nie być "bułka z masłem". Twierdzi on np., że Fryderyk Szopen żyje obecnie jako brytyjski aktor Tim Roth, kolega po fachu Juliana Sandsa, który jest z kolei następnym wcieleniem innego kompozytora, Franciszka Liszta, a siedemnasty prezydent Stanów Zjednoczonych Andrew Johnson reinkarnował się ostatnio jako ...słynny reżyser David Lynch; Alex Collier w poprzednim wcieleniu był jednym z ziomków Hitlera, a obecnie jest trybikiem w programie masowej kontroli umysłów, którego celem jest przekształcenie świadomości 10% ziemskiej populacji; Drew Barrymore to francuska emancypantka George Sand, Barack Obama to dziewiętnastowieczny papież Leon XIII, a David Wilcock oprócz tego, że był Rasputinem, wiele wieków temu dał się zapamiętać również jako ...Wład Palownik i posłużył historii za pierwowzór legendy o hrabim Drakuli. Wszystko śmieszne, jak nie wiem, zwłaszcza dopóki nie obejrzy się zestawień zdjęć i portretów tych postaci, których sporo umieścił na YouTube taki jak gdyby rzecznik tego gościa, 'GarySe7en' - np. David Beckham i car Rosji Mikołaj II: słowo daję, że trudno powiedzieć, czy bardziej jest to zabawne i absurdalne, kiedy się o tym słyszy lub czyta, czy bardziej po prostu szczęka opada, gdy na własne oczy zobaczy się porównanie fotografii tych osób (stopklatka w 2 min. 54 s); a może najciekawsze z tego wszystkiego byłyby odpowiedzi na komentarze do filmiku o Marylin Monroe ( j.ang.), z których wynikałoby m.in., że kierowanie się głosem intuicji to tylko ucieczka w kolejną iluzję i następny poziom tzw. "malin", upodabnianie się do działającego instynktownie zwierzęcia - zamiast tego należałoby raczej rozwijać swoją nadświadomość, a to nie jest to samo. Według Brianstalina przysłowiowy "każdy głupi" może uzyskać dostęp do 'Rejestrów Akaszy' i na własną rękę weryfikować podawane przez niego informacje, jak również samodzielnie przeprowadzać odczyty za pomocą wahadełka i zadawania prostych pytań, na które da się otrzymać energetyczną odpowiedź "tak" lub "nie"; do tego banku danych nie ma drzwi ani zamków, firewalla ani punktu kontroli biletów - wbrew temu, co głoszą różnoracy pseudo-guru New Age. Jeżeli natomiast chodzi o konfrontację "NWO - niezależne autorytety" w szerszym planie, to według niego historia pokazuje to nader klarownie, że zawsze, kiedy zmagają się dwie potężne siły, obydwie w końcu okazują się być kontrolowane przez te same kręgi, które w każdym przypadku wygrywają. A tak generalnie, to z krajobrazu naszej rzeczywistości wyłania się obraz tego rodzaju, że ludzie jako jednostki posiadają potencjał na tyle duży, że aby możliwe było utrzymywanie miliardów pod każdym względem tak daleko od prawdy, jak ma to miejsce obecnie, konieczne jest nieustanne bombardowanie ściemami ze wszelakich możliwych źródeł, kierunków, poziomów i w najróżniejszych układach nawzajem "przekraczających się" "opozycji" - dlatego kity wkręcają dziś tak samo po kościołach, jak i w materiałach z kiosków Ruch-u, a choćby okruszków prawdy nie uświadczysz nigdzie, możliwe że nawet po odwiedzeniu 10 konferencji niezależnych badaczy i historyków; wprawdzie fakt istnienia i działania Iluminatów ujrzał już światło dzienne, ale to oni kontrolują media, więc póki co panują nad sytuacją; większość książek o reinkarnacji obecnych w księgarniach to syf i bzdury autorstwa niekiedy wprost ziemskich marionetek bytów demonicznych; w temacie poprzednich wcieleń metody regresji hipnotycznej lub głębokiego transu to ścieżki prowadzące na manowce, tzn. stosując je łatwo otrzymać zafałszowany przekaz; nawet kiedy ma się oczyszczone czakry, jakąś energię Czerwonego Smoka (Kundalini) podniesioną do Trzeciego Oka, robi się wszystko prawidłowo przy użyciu wahadełka - to i tak najtrudniej jest uzyskać jakiekolwiek informacje dotyczące własnej osoby, tzn. swoich przeszłych żyć, czego powodem jest istnienie czegoś takiego jak "ego", którego należy wyzbyć się w pierwszej kolejności; zresztą nawet najwięksi mistrzowie, dosłownie - na świecie, wszelakie odczyty starają się między sobą sprawdzać i nawzajem weryfikować. W każdym razie, jeśli chodzi o te przeszłe życia, to wypada pamiętać, że są to tylko sny wewnątrz snu - wszystko jest iluzją; władzę nad naszymi życiami mają ci, którzy są w stanie kształtować sposób, w jaki my sami wyobrażamy sobie własne chwile oraz samych siebie. Wszyscy ludzie na Ziemi są egoistami, których "karmiczne recenzje" za poprzednie patetyczne żywoty spragnionych sławy wypadły na tyle kiepsko, że nie pozwoliły im inkarnować się na fajniejszej planecie; Ziemia jest swego rodzaju więzieniem, z którego można zostać ułaskawionym, ale nie za bezczynność; dobra wiadomość jest taka, że po śmierci nie trafia się do piekła, gdzie władają demony; zła jest taka, że właśnie teraz, cały czas od urodzenia znajdujemy się w rzeczywistości, którą rządzą byty demoniczne - a tak zwany następny wymiar, "niższe poziomy astralne", gdzie przebywają umarli i skąd nadają rozmaitego pokroju istoty, to również domena, w której prym wiodą owe samolubne formy egzystencji. Według Brianstalina w poprzednich wcieleniach wszyscy byliśmy związani z satanistycznymi kultami oraz Iluminatami - dlatego ciągle inkarnujemy się w stworzonym przez "nich" matrixie/więzieniu, żeby na własnej skórze poczuć naszą "dobroć" z poprzednich żyć i ile naprawdę warte było przekonanie o wyższości nad "ogółem" - Kroniki Akaszy są świadectwem, że jako dusze trwamy zapętleni w tego rodzaju pułapce, w której w kolejnym wcieleniu wpadamy w dołek, jaki wykopywaliśmy w poprzednim dla "prymitywnych tłumów"... Jeżeli natomiast ktoś kategorycznie nie wierzy w reinkarnację, może zainteresować się tymi filmikami chociażby dla wpadających w ucho muzyczek - przykład.

   Na stronie http://www.infowars.com/hillary-tzipi-to-stop-iran-enrichment/ odnaleźć można (wyszukując frazę "Collier") komentarz umieszczony tam 26 I 2009 r. przez "!", którego unikatowa treść oraz link pod znakiem wykrzyknika pozwalają domyślać się, że jego autorem jest Stewart Swerdlow lub osoba blisko z nim związana. W każdym razie w owym poście znajdujemy (j.ang.) opis Alexa Colliera jako osoby zręcznie manipulowanej przez istoty pozaziemskie, które nafaszerowały go filozofią w stylu New Age; w celu zagmatwania sprawy przypomnijmy, że siedem lat wcześniej w odpowiedziach na listy na swojej witrynie internetowej Stewart Swerdlow wyrażał uznanie i poparcie dla działalności A. Colliera. Inne informacje ze wspomnianego komentarza: Annunaki zostali zniszczeni przez Iluminatów wraz z całą swoją planetą Nibiru/Marduk w roku 2003; Plejadianie kontaktujący się z Billym Meierem mogą być powiązani z potomkami ewakuowanych nazistów bazującymi pod Antarktydą, gdzie mają swoją małą IV Rzeszę (tzw. baza Nowy Berlin - podziemna czy może raczej podlodowcowa); konfederacji obcych z Oriona przewodzi rasa Szarych wysokich na 5 stóp i są to ci sami kosmici, którzy w 1954 r. zawarli pakt ze Stanami Zjednoczonymi, na mocy którego udostępnili technologie w zamian za możliwość uprowadzania ludzi na eksperymenty, z zastrzeżeniem aby "odstawiać" ich w ogólnie nienaruszonym stanie; pracują dla Drakonian jako coś w rodzaju zwiadu na planetach położonych na szlaku podboju; są nastawieni antagonistycznie do innego odłamu Szarych, wysokich na 4 stopy, który znalazł schronienie na Ziemi również na mocy umowy z USA, raptownie wymiera i zawiera pragmatyczne sojusze pod kątem bieżącej sytuacji, nieustannie koncentrując się przy tym na staraniach, żeby na drodze eksperymentów stworzyć hybrydy własnej rasy z ludzką - w celu umożliwienia przetrwania swojej kulturze.

 

   Ta strona też już dawno zrobiła się tak długa, że po prostu niewygodna; dalszy ciąg tutaj.

 

powrót na stronę główną