Według Brianstalina wszyscy na Ziemi jesteśmy reinkarnowanymi złoczyńcami itp. mętami, lub duchami może i dobrymi, szlachetnymi i wspaniale rozwiniętymi, ale którym poprzednio coś nie wyszło czy też źle zrozumiały, w każdym razie sprawy nie poszły tak, jak miały wyglądać - i teraz przychodzi nam odpokutować i przerobić lekcję nauczki na jednej z mniej przyjemnych planet, czyli na Ziemi.

   Według tego źródła Budda pamiętał tysiące swych poprzednich wcieleń, podobnie Jezus/Jmmanuel - i obydwaj miewali w tych swoich przeszłych życiach gorsze momenty, słabsze chwile zła czy błędów, podobnie jak każdy z nas - z tym, że oni znaleźli w sobie odwagę i siłę, by nie odwracać od tego oczu, lecz przyjąć to na klatę, pogodzić się z odpowiedzialnością za te czyny i przekroczyć ograniczenia swej jednostkowej osobowości.

   Tymczasem przeciętnym mieszkańcom naszej planety wykonania metafizycznej misji połapania się "o co chodzi" nie ułatwiają rojące się wokół Ziemi miliony mniej lub bardziej dyskretnych istot, niematerialnych w wymiarach rozpatrywanych przez klasyczną naukę, starających się manipulować nami, abyśmy dalej błądzili i przeżywali sobie na Ziemi różne skrajne emocje, dryfując prostopadle do ścieżek prawdy i autentycznego rozwoju duchowego, a przy tym generując przez cały czas wyładowania psychiczne, którymi owe niewidzialne byty się żywią, korzystając z nas niczym z baterii. Dalece przewyższając nas inteligencją i wiedzą, istoty te nierzadko pozują przed niektórymi z nas na rozmaite dobre duchy czy świetliste magiczne siły, ewentualnie kosmitów, podczas gdy są po prostu zbudowane z innej materii, istnieją w innym paśmie - sferze astralnej, gdzie zresztą wszyscy trafiamy jako zmarli i stamtąd też czasem sami coś potem psocimy. Jednocześnie wiele z tych aniołów, demonów i rozhasanych dusz chciałoby się reinkarnować na Ziemi jako kolejny normalny człowiek i sobie po prostu pożyć, zamiast być jakimś demonem z innego wymiaru; zdarza się też odwrotnie, np. pewien bardzo znany piosenkarz jakoby po śmierci błyskawicznie przedzierzgnął się w channelingujący mądrości "byt" - wciąż nie potrafiąc nawet na własny użytek zorientować się, o co w ogóle chodzi i gdzie się znajduje, co jest grane, nawet po śmierci silniej od prawdy pragnąc sławy oraz powszechnej uwagi.

   Każdy szary człowiek na Ziemi był kiedyś królem, wodzem albo greckim bogiem biegającym z laserem po zboczach Olimpu, skąd popełniali swoje zbrodnie - własnymi decyzjami wpływając na bieg historii i "warząc to piwo". Starożytne legendy takie jak mitologia czy Atlantyda to historie oparte na faktach z kategorii bliskich spotkań z pozaziemskimi uchodźcami, którzy budowali tu swoje bazy. Większość słynnych dziś osób z kręgów rozrywki, mediów czy władzy - to szumowiny, które również w poprzednich wcieleniach ścigały się wśród najgorszych. Już raczej w przeciętnych, "szarych" ludziach kryją się dawni bohaterowie i godne podziwu przeszłe legendarne żywoty. Chociaż sam fakt, że ktoś jest sławny, według Brianstalina jeszcze nie świadczy o tym, że jest zły czy egoistyczny - ale często jednak mówi nam coś o strukturze pragnień danej osoby i o czyje dobro tak naprawdę najbardziej jej chodzi; wśród tych słynnych istnieją jednak również relatywnie pozytywne wyjątki - dusze, które po prostu są wybitne i dlatego raz po raz trafiają do historii, prawie za każdym wcieleniem.